Rafał Fedaczyński wywalczył minimum olimpijskie, ale nie miał pieniędzy na życie. Zamiast trenować, pakował w Anglii kartony. Przygotowania olimpijskie zaczął od walki z anemią - w chodzie na 50 kilometrów przegrywał z juniorami i kobietami. Ogrodnik i kucharz z zawodu zajął ostatecznie 8. miejsce na igrzyskach olimpijskich w Pekinie - w największym życiowym sukcesie pomogła mu... akupunktura.
Na start w igrzyskach zarabiał w Anglii. Dorobił się anemii. Wynagrodził mu to wynik olimpijski. "Wygrałem walkę" - cieszył się po przejściu 50 km 27-letni kucharz i ogrodnik Rafał Fedaczyński (AZS AWF Katowice), przekraczając metę na ósmej pozycji.
Walka o życie
- To była moja walka o życie - podkreślił urodzony w Hrubieszowie dwukrotny mistrz Polski na 50 km, opowiadając o drodze do Chin. - Ósme miejsce na świecie to mój największy sukces w siedemnastym w karierze występie na 50 km, dystansie pokonanym bez dolegliwości żołądkowych, które w poprzednich zawodach mnie nie omijały - cieszy się. - Pomogła mi akupunktura. Przez tydzień nakłuwał mnie igłami lekarz naszej misji, doktor Marek Krochmalski z Łodzi - powiedział Fedaczyński.
To była moja walka o życie (..) Ósme miejsce na świecie to mój największy sukces Rafał Fedaczyński
Minimum jest, ale stypendium brak
- Żeby móc w Pekinie startować, potrzebne było minimum olimpijskie. Uzyskałem je 20 maja 2007 roku w Leaminghton w Anglii. "Pięćdziesiątkę" przeszedłem w 3:48.07 (czwarty wynik w historii chodu w Polsce). Jednak zająłem dziewiąte miejsce, które nie dawało mi prawa do stypendium - opowiada Fedaczyński. - Niepowodzeniem zakończył się start w mistrzostwach świata w Osace. Nie miałem środków do życia - wyznaje.
Pakowałem kartony
Zaczęliśmy pracować w angielskim Leicester. Ona sprzedawała w sklepie, a ja przez osiem godzin dziennie pakowałem w kartony słodycze Rafał Fedaczyński
- We wrześniu wraz z dziewczyną, a od 4 marca tego roku żoną Ewą, zaczęliśmy pracować w angielskim Leicester. Ona sprzedawała w sklepie, a ja przez osiem godzin dziennie pakowałem w kartony słodycze - opowiada. - Trzeba się było uwijać, bo taśma szybko się przesuwała. Nie życzę nikomu takiej roboty, po której nie dało się już trenować - przyznaje. - Chociaż z zawodu jestem kucharzem i ogrodnikiem, to w tym fachu pracy z dobrym wynagrodzeniem w Anglii nie znalazłem - podkreślił.
Z anemią
Rok olimpijski zaczynałem od zera, i to z anemią Rafał Fedaczyński
- Rok olimpijski zaczynałem od zera, i to z anemią - żali się chodziarz. - Trenowałem z dziewczynami, bo taki poziom reprezentowałem. W zawodach przegrywałem z juniorami. 10 kwietnia rozstałem się z klubem. Podjąłem tę decyzję z ciężkim sercem, jednak sytuacja mnie do tego zmusiła. Od kilku lat Unia Hrubieszów nie była w stanie zapewnić mi odpowiednich warunków szkoleniowych. Od miasta też nie miałem żadnego wsparcia, mimo obietnic. Jedyne co, to dostałem z powiatu 3000 zł nagrody - wyznaje.
Liczę na stypendium, nie wiem w jakiej wysokości, ale może na wegetację starczy Rafał Fedaczyński
Chcieć - to móc
Ósme miejsce w chodzie na 50 kilometrów na igrzyskach olimpijskich w Pekinie to nie lada wyczyn - Fedaczyński spisał się zresztą najlepiej z Polaków. Dlatego też liczy na wsparcie państwa - Liczę na stypendium, nie wiem w jakiej wysokości, ale może na wegetację starczy - ma nadzieję chodziarz. - Zwrócę bilet do Anglii, do pracy już nie pojadę i chyba podejmę studia na katowickiej AWF. Choć młody nie jestem, ale... lepiej późno niż wcale - przyznał.
Cieszy go, że upór w dążeniu do celu został wreszcie nagrodzony. - Niektórzy nie lubią mnie za ten upór, ale nie muszą - Moja kariera to ciągła walka z przeciwnościami losu. Losu przeważnie dla mnie mało łaskawego - irytuje się. - Udowodniłem niedowiarkom, że chcieć - to móc. Twierdzili, że jadę do Pekinu jako turysta. Może teraz niektórzy zdobędą się na słowo przepraszam i przyznają, że pomylili się w ocenie - podsumowuje ósmy chodziarz igrzysk olimpijskich w Pekinie.
Źródło: TVN24, PAP