Pełnomocnik firmy ochroniarskiej Tajfun twierdzi, że zrobiła ona wszystko, żeby zabezpieczyć wydarzenie. Podkreśla, że ochrona dotyczyła imprezy masowej i była skupiona na tłumie, gdzie było największe zagrożenie wystąpienia niebezpieczeństwa. - Niestety, przyszło z innej strony - mówi pełnomocnik firmy, komentując atak na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Minister spraw wewnętrznych i administracji zapowiedział kontrolę w firmie.
- Współpracujemy z policją w sprawie ataku na prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Pod względem formalnym i praktycznym, w naszej ocenie, wszystko zostało dochowane - powiedział w poniedziałek podczas briefingu prasowego Łukasz Isenko, pełnomocnik firmy ochroniarskiej Tajfun, która zabezpieczała niedzielny finał WOŚP w Gdańsku.
Według niego na miejscu było 50 agentów ochrony. - To więcej niż wymagają przepisy - dodaje Isenko.
Informuje, że przesłuchania pracowników i właścicieli firmy trwały do późnych godzin nocnych i na nowo zaczęły się od rana.
Niezależnie od postępowania prokuratorskiego kontrolę w firmie Tajfun zapowiedział Joachim Brudziński, szef MSWiA.
Czas reakcji przedmiotem śledztwa
Na pytanie, jak napastnik dostał się na scenę Isenko nie chciał odpowiedzieć. - Nie mogę się wypowiadać na ten temat. To element śledztwa - ucina. Zapewnia, że właściciele firmy są skoncentrowani na współpracy z organami ścigania.
Przyznaje, że jednym z elementów śledztwa jest czas reakcji ochrony. - Była to ochrona imprezy masowej, a nie osobista. Ma to zupełnie inną specyfikę. Jest ukierunkowana na zapewnienie bezpieczeństwa w tłumie - tłumaczy przedstawiciel firmy Tajfun. - To tam było potencjalnie największe zagrożenie. Niestety, przyszło ono z zupełnie innej strony - dodaje.
Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został zaatakowany nożem na scenie Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w niedzielę po godzinie 20. Napastnik jeszcze przez kilkadziesiąt sekund po ataku poruszał się po scenie. Jak mówią świadkowie, nie próbował uciekać. W końcu został obezwładniony przez pracowników ochrony. Wszystko rozegrało się w ciągu około 90 sekund.
Chodził po scenie i krzyczał
- Może nas trochę zastanawiać brak reakcji ze strony służb ochrony - przyznał na antenie TVN24 Krzysztof Liedel, ekspert do spraw bezpieczeństwa. Dodał, że "to będzie jeden z podstawowych elementów śledztwa i czynności wyjaśniających". Nawiązał w ten sposób do sytuacji, w której napastnik przez około 40 sekund chodził po scenie, przejął także mikrofon, wykrzykując do zgromadzonych.
Adamowicz na miejscu był reanimowany, potem został przewieziony do szpitala.
Jak poinformowała rzecznik prasowy Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku Karina Kamińska, napastnikiem, który ugodził prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, jest 27-letni mieszkaniec Gdańska, w przeszłości karany za przestępstwa przeciwko zdrowiu i życiu.
Sprawca ataku na prezydenta Gdańska został zatrzymany, ma zostać w poniedziałek przesłuchany i usłyszeć zarzut zabójstwa.
Stracił ogromną ilość krwi
- Operacja trwała pięć godzin, przetoczyliśmy 41 jednostek krwi. Urazy były bardzo ciężkie - podkreślał Stefaniak.
- Pan prezydent Adamowicz jest podłączony do aparatury, jest w bardzo ciężkim stanie, a rokowanie co do (jego) życia i zdrowia jest niepewne. Wszyscy czekają na to, aż stan homeostazy organizmu wróci do normy - powiedział po operacji dyrektor Wydziału Zdrowia Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku lekarz Jerzy Karpiński
Dodał, że prezydent Gdańska stracił ogromną ilość krwi, co powoduje niedotlenienie całego organizmu. W jego ocenie, najważniejsze będzie najbliższych kilkanaście, może dwadzieścia godzin. - Po tym czasie powinniśmy wiedzieć, jak ta sytuacja wygląda - dodał.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: eŁKa/gp / Źródło: TVN24 Pomorze