Wszystko wskazuje na to, że już w najbliższym czasie Maciej Zientarski przejdzie kolejne specjalistyczne badania. Jeśli biegli sądowi uznają, że wrócił do zdrowia, prokurator przedstawi mu zarzut spowodowania wypadku, w którym zginął człowiek - informuje "Dziennik".
W warszawskiej prokuraturze od lipca 2007 roku czeka na Zientarskiego decyzja o postawieniu zarzutów. Śledczy orzekli, że to właśnie on prowadził ferrari 360 modena, które po uderzeniu w betonowy filar rozerwało się na dwie części. W tragicznym wypadku zginął Jarosław Zabiega, dziennikarz motoryzacyjny "Superexpressu".
Po wypadku stracił pamięć
Z wypadku cudem wyszedł Zientarski. W ciężkim stanie trafił do szpitala. Prokuratorzy zawiesili śledztwo z powodu jego złego stanu zdrowia. Według biegłych psychiatrów i neurologów, którzy badali go we wrześniu, dziennikarz po urazach głowy stracił pamięć i przesłuchanie było wtedy wykluczone. Zastrzegli jednak, że badania po trzech miesiącach trzeba powtórzyć.
- I to właśnie robimy. Od decyzji biegłych zależy, czy dojdzie do ogłoszenia podejrzanemu zarzutów. A w zależności od jego wyjaśnień podejmiemy dalsze kroki - mówi "Dziennikowi" Katarzyna Dobrzańska, szefowa Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów.
Grozi mu do 8 lat więzienia
Zientarski może się przyznać, może też odmówić wyjaśnień lub złożyć własne wnioski dowodowe, np. kontrekspertyzę dotyczącą przebiegu wypadku. Jeśli stanie przed sądem, grozi mu od sześciu miesięcy do 8 lat więzienia.
Ojciec dziennikarza powiedział "Dziennikowi", że jego syn przechodzi rekonwalescencję. Im lepszy jest jednak stan Macieja Zientarskiego, tym bliższy jest dzień wezwania do prokuratury. - Nie będę myślał, co będzie. Dla mnie najważniejsze jest to, żeby był zdrowy. Dla mnie jest moim synem. Chorym. Co będzie dalej? Nie wiem. Nie mam nic do powiedzenia - mówi Włodzimierz Zientarski.
Jak do tego doszło?
27 lutego 2008 roku jadące z ogromną prędkością sportowe czerwone ferrari wbiło się w betonowy filar estakady przy ul. Puławskiej na warszawskim Ursynowie. Pasażer auta, dziennikarz Jarosław Zabiega zginął, a prowadzący pojazd w stanie ciężkim trafił do szpitala. Media prześcigały się w ocenach, jak szybko jechał samochód: padały liczby nawet 300 km/h. Ostatnio prokuratura otrzymała ekspertyzę rozstrzygającą, że było to ok. 150 km/h, a na tym odcinku drogi obowiązywało ograniczenie do 50 km/h.
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: TVN24