Polki mieszkające w Smoleńsku od razu po katastrofie postanowiły pomóc jako tłumaczki w kontaktach pomiędzy licznymi Polakami przybyłymi do miasta a Rosjanami. Reporterka programu "Polska i Świat" rozmawia z jedną z nich o tym, co przeżyła i co widziała.
Stanisława Afanasiewa, Polka mieszkająca w Smoleńsku, była 10 kwietnia rano na cmentarzu w Katyniu. Jak wspomina, jechała tam przez bardzo gęstą mgłę, w której nic nie było widać.
W lesie katyńskim widziała pierwsze reakcje ludzi na nadchodzące tragiczne wiadomości z nieodległego lotniska. Twarze pełne niedowierzania i pełne złudnej nadziei, że wszystko jednak będzie w porządku. Od razu postanowiła też udać się na miejsce i w miarę możliwości pomóc.
Została tłumaczką pomagającą w kontaktach pomiędzy licznie przybyłymi do Smoleńska Polakami a Rosjanami.
"Widzieliśmy straszne rzeczy"
Rozmawiała między innymi z wicegubernatorem obwodu smoleńskiego, który był na miejscy katastrofy po 10 minutach i nie miał chwili odpoczynku przez następne dni.
- On był purpurowo-brązowy od tego przeżycia - wspomina pani Stanisława. - był nieprzytomny przez cały tydzień. On tam wszystko widział na miejscu. O tym, co widział, trudno było mu rozmawiać, bo widoki były podobno straszne.
Deszcz odsłonił szczątki?
Według pani Stanisławy, przed przybyciem na miejsce katastrofy dwóch polskich wycieczek, które doniosły o ciągle znajdujących się na miejscu katastrofy resztkach, padał deszcz, który spowodował ukazanie się na powierzchni nowych pozostałości po samolocie i ofiarach wypadku.
Przed opadami była świadkiem, że na miejscu upadku tupolewa nic nie pozostało. Jej zdaniem działanie natury będzie jeszcze jakiś czas odsłaniać pozostałości, wbite głębiej w bagnistą glebę.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24