Warszawska prokuratura okręgowa postawiła byłemu posłowi PiS Tomaszowi Markowskiemu zarzut wyłudzenia od Sejmu 138 tys. zł. On nie przyznaje się do winy.
Pieniądze te poseł miał pobierać na pokrycie kosztów pobytu w stolicy, choć jednocześnie był formalnie właścicielem mieszkania w Warszawie.
Śledztwo w tej sprawie wszczęto w listopadzie 2007 r. - poinformowała rzeczniczka prokuratury Katarzyna Szeska. Jak dodała, ówczesny poseł miał wyłudzić pieniądze w okresie od 25 stycznia 2002 r. do 12 lipca 2007 r.
- Przesłuchany w charakterze podejrzanego Tomasz M. nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu i złożył wyjaśnienia, których treść będzie przedmiotem dalszej analizy procesowej - dodała.
Markowski, jako poseł, deklarował w oświadczeniu majątkowym mieszkanie w Warszawie. Tymczasem zameldowany był w swoim okręgu wyborczym w Bydgoszczy – w mieszkaniu, w którym nigdy nie bywał. Dzięki temu meldunkowi co miesiąc dostawał dwa tysiące złotych na wynajem lokalu w Warszawie. O sprawie pisała „Gazeta Wyborcza”.
Markowski: Niczego nie ukrywałem
Nie poczuwam się do winy. Cierpliwie poczekam na ustalenia śledztwa. Wierzę, że będzie to dobry dla mnie koniec. Jeśli coś mnie niepokoi, to fakt, że postawiono mi zarzuty bez próby przesłuchania mnie, czy zbadania moich wyjaśnień Markowski o zarzutach
Śledztwo w tej sprawie wszczęto w listopadzie 2007 r. O przestępstwie zawiadomił prokuraturę dawny poseł SLD i SdPl Bogdan Lewandowski z Torunia - wkrótce po ujawnieniu całej sprawy przez media.
We wrześniu 2007 r. lokalne media ujawniły, że ówczesny lider PiS w Bydgoszczy i wiceszef klubu parlamentarnego PiS od sześciu lat pobiera z kasy Sejmu comiesięczny dodatek 2 tys. zł na pokrycie kosztów pobytu w Warszawie podczas prac w parlamencie. Jednocześnie poseł jest jednak formalnie właścicielem mieszkania w stolicy, a pod adresem stałego zameldowania w Bydgoszczy nie mieszka.
Wkrótce potem prezes PiS i ówczesny premier Jarosław Kaczyński zdecydował o skreśleniu Markowskiego z listy wyborczej do Sejmu. - Ponieważ kampania prasowa przeciwko mnie zaczęła się nasilać, oddałem się do dyspozycji premiera i on zdecydował, że dla dobra PiS w tym momencie nie powinienem kandydować w wyborach - mówił wtedy Markowski.
Wyjaśnienia byłego posła
Po ujawnieniu sprawy parlamentarzysta tłumaczył, że warszawskie mieszkanie jest na niego zapisane od 1986 r. wyłącznie formalnie, gdyż faktycznie dysponuje nim dożywotnio jego ojciec. Zmiana właściciela pozwoliła jego rodzicom uniknąć utraty lokalu, gdyż ówczesne przepisy nie pozwalały na posiadanie więcej niż jednego mieszkania przez jedną rodzinę. Po zdobyciu mandatu w 2001 r. Markowski zameldował się w bydgoskim mieszkaniu sympatyczki PiS, ale nie zamieszkał tam na stałe, gdyż wymagało remontu. Jak twierdzi, chciał w ten sposób zaakcentować swe związki z Bydgoszczą, a zamieszkiwał w lokalach wynajętych od osób prywatnych.
Zapewniał także, że dysponuje dwiema opiniami prawnymi potwierdzającymi, że nie dopuścił się nadużyć. - Skądinąd wiem jednak, że jest i trzecia opinia, w kancelarii Sejmu - dla mnie nieprzychylna - mówił wtedy Markowski i zapowiadał, że zwróci pieniądze do kasy Sejmu, jeśli okaże się, że dodatek na mieszkanie pobierał niesłusznie.
Za poświadczenie prawdy i oszustwo Markowskiemu może grozić od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.
Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24