- Kiedy pierwszy raz przyszłam pod ambasadę, wyszedł do mnie jej pracownik. Pytał, kto mi za to zapłacił. Dla mnie to było przerażające - mówiła we "Wstajesz i wiesz" Masza Makarowa, Rosjanka, która bierze udział w protestach przed rosyjską placówką w Warszawie. Jak mówiła, część jej rosyjskich znajomych uważa, że "stała się ofiarą zachodniej propagandy, a w Polsce zrobiono jej pranie mózgu".
Masza Makarowa jest naukowcem i mieszka w Polsce od 7 lat. - Polska mnie zmieniła. Zmieniła mój punkt widzenia, ponieważ zyskałam inną perspektywę - mówiła. - Nie jestem w takim stopniu, jak moi rodacy, poddana tej propagandzie, która leje się obecnie z rosyjskiego radia, telewizji i gazet - podkreślała.
Rosjanka od ponad tygodnia protestuje przed rosyjską ambasadą w Warszawie przeciwko polityce Rosji wobec Ukrainy. Jak mówiła, pierwszy raz przyszła przed budynek w sobotę po posiedzeniu Rady Federacji Rosji, która zezwoliła na użycie sił zbrojnych na terytorium Ukrainy. O zgodę taką do izby zwrócił się prezydent Władimir Putin.
Makarowa oglądała posiedzenie Rady na żywo w internecie. - Byłam zaskoczona tym, co słyszałam, dlatego, że była to radziecka retoryka, która mnie przeraziła. Nie wiedziałam, że w moim kraju współcześnie może coś takiego się dziać - mówiła we "Wstajesz i wiesz".
Jak dodała, przeraził ją fakt, że Rada jednogłośnie zgodziła się na wysłanie wojsk na Ukrainę. - Dla mnie, jako dla Rosjanki i dla osoby, która urodziła się w Związku Radzieckim, ale nie czuje się radzieckim człowiekiem, tylko Rosjanką, wolnym człowiekiem z wolnej Rosji, to było przerażające - mówiła.
"Jestem Rosjanką, wstydzę się za mój kraj"
Makarowa opowiadała także jak po tym, gdy na portalach społecznościowych zamieściła zdjęcia z protestu pod ambasadą, otrzymała mnóstwo wiadomości od swoich rosyjskich znajomych. Zarzucali jej, że stała się ofiarą zachodniej propagandy, a w Polsce zrobiono jej pranie mózgu. Dopytywali, czy nie boi się amerykańskiej dominacji. - To są radzieckie hasła, które kiedyś czytaliśmy w podręcznikach - mówiła.
Jak wspominała, kiedy pierwszy raz przyszła przed ambasadę z plakatem z hasłem "Jestem Rosjanką, wstydzę się za mój kraj", wyszedł do niej pracownik placówki. - Jego pierwsze pytanie brzmiało: kto mi za to zapłacił. Dla mnie to było przerażające po raz kolejny, dlatego że nie wierzę, iż istnieją tacy ludzie, którzy myślą, że trzeba zapłacić, żeby ktoś wyszedł i głośno powiedział "nie" - zaznaczyła. Dodała, że pracownik powiedział, że ma jej zdjęcie i zagroził że "będzie miała przez to problemy". Jak mówiła, podczas kolejnych protestów, była ignorowana. - Polska policja, o dziwo, nas broniła. Byliśmy bardzo zaskoczeni taką pozytywną reakcją. Policjanci rozmawiali z nami o Rosji, wyrażali swoje zdanie, pytali czy nie jest nam zimno, czy mamy herbatę - wspominała.
"Rosjanie potrzebują odbudowania poczucia własnej tożsamości"
Zdaniem Makarowej, Rosjanie są bardzo zastraszonym narodem. - Te represje, które były w czasach stalinowskich w Rosji, były o wiele mocniejsze niż w innych republikach. W każdej naszej rodzinie jest osoba, która zginęła w czasie represji, albo jest ktoś, kto był wysłany na Syberię, czy był represjonowany - powiedziała.
- Podejrzewam, że moi rodacy potrzebują jakiejś idei przewodniej, potrzebują też odbudowania poczucia własnej tożsamości i wartości - stwierdziła.
Autor: db/kka / Źródło: tvn24