Warszawski sąd zdecydował o aresztowaniu obu nastolatków, podejrzanych o zabójstwo w środę na warszawskiej woli policjanta. Sąd uzasadnił swoją decyzję wysokością grożącej im kary - ponieważ nie mają 18 lat, grozi im maksymalnie 25 lat więzienia.
Jak powiedział rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej Mateusz Martyniuk, sąd obawial sie także, ze pozostając na wolności nastolatkowie będą mataczyć. Rzecznik dodał, że z ustaleń śledczych wynika, że "obaj działali wspólnie i w porozumieniu". Obaj też przyznali się do winy.
- Z ustaleń śledczych wynika, że Mateusz N. zadawał funkcjonariuszowi ciosy nożem, kiedy Piotr R. trzymał go - mówił rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Mateusz Martyniuk.
Mateusz N. został zatrzymany krótko po śmierci policjanta, Piotr R. w środę późnym wieczorem.
Jak poinformował Martyniuk, tuż po tym jak prokuratorzy z Woli postawili im zarzuty, "obaj działali wspólnie i w porozumieniu". Obaj też przyznali się do winy. Ponieważ nie ukończyli jeszcze 18 lat, grozi im od 8 do 25 lat więzienia. Zgodnie z prawem sprawcy, którzy w chwili popełnienia przestępstwa nie mieli 18 lat, nie mogą być skazani na dożywocie.
Już wcześniej nieoficjalne informacje mówiły, że to właśnie Piotr R. trzymał policjanta, gdy Mateusz N. zadawał mu ciosy nożem. Policja odnalazła ukrytą w śniegu kurtkę z plamami krwi, należącą do jednego ze sprawców.
Sprzeczne informacje
Wcześniej funkcjonariusze nie potwierdzali, że w zdarzeniu brała udział jeszcze jedna osoba. - Na początku mieliśmy sprzeczne informacje od świadków. Jednakże wytężona praca policjantów doprowadziła do ustalenia nowych faktów - mówił w TVN24 Maciej Karczyński, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
Z uwagi na dobro śledztwa, nie chciał jednak zdradzić, jaka była rola drugiego zatrzymanego nastolatka.
Ostatnia interwencja
Do zdarzenia doszło na przystanku tramwajowym na warszawskiej Woli. Nastolatek rzucił koszem na śmieci w stojący tramwaj. Od razu zareagował na to policjant w cywilu. W odpowiedzi - chłopak zaatakował funkcjonariusza nożem.
Zmarł w szpitalu
Natychmiast wezwano karetkę pogotowia, jednak 42-letniego policjanta nie udało się uratować. Andrzej Struj zmarł w szpitalu. Osierocił dwoje dzieci. Miał za sobą 15 lat służby. Pracował w wydziale wywiadowczo-patrolowym.
Rysopis sprawcy natychmiast został przekazany wszystkim załogom policji. Wkrótce potem zatrzymano napastnika. Okazało się, że Mateusz N. był dobrze znany policji. Notowany go już między innymi za rozbój i uszkodzenie wiaty przystankowej. Najprawdopodobniej jeszcze w czwartek będą mu przedstawione zarzuty. Może mu grozić nawet dożywocie. Mateusz N., zatrzymany tuż po dokonaniu przestępstwa, przyznał się do winy. Jak się okazało, 17-latek miał pół promila alkoholu we krwi.
Warszawiacy wstrząśnięci
Ta tragedia wstrząsnęła warszawiakami. Na przystanku tramwajowym, gdzie wczoraj zasztyletowano policjanta, płoną dziesiątki zniczy.
W Komendzie Stołecznej Policji ogłoszono żałobę. Prezydent odznaczył już pośmiertnie policjanta Krzyżem Zasługi za dzielność. Komendant Stołeczny Policji wystąpi także z wnioskiem do MSWiA o pośmiertne nadanie funkcjonariuszowi wyższego stopnia i złotej odznaki "Zasłużony Policjant".
Minister sprawiedliwości: To kwestia zaufania do państwa
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Krzysztof Kwiatkowski zapowiedział, że każde takie zdarzenie jak warszawski atak na policjanta, będzie traktowane zgodnie z przepisami, ale w sposób nadzwyczajny.
- To kwestia zaufania do państwa. Zaufanie do państwa to zaufanie do jego funkcjonariuszy. Każdy funkcjonariusz musi mieć gwarancje, że kiedy wykonuje swoje obowiązki lub kiedy wykonuje swoją powinność obywatelską, państwo będzie walczyć o jego interesy - zaznaczył Kwiatkowski. Dodał też, że państwo musi użyć wszystkich instrumentów, by takich sprawców złapać.
- Niech ci sprawcy, którzy odważą się podnieść rękę na funkcjonariusza publicznego, mają zawsze świadomość, że będą ścigani z pełną determinacją - podkreślił minister.
mon,tka//kdj,iga
Źródło: tvn24.pl, PAP, RMF FM