W niedzielę na warszawskiej Chomiczówce swoją pierwszą mszę odprawił 69-letni parafianin Antoni Kieniewicz. Obok księdza, który święcenia odebrał w zeszłym tygodniu, przy ołtarzu stał... jego syn - ks. Piotr Kieniewicz MIC, rektor seminarium księży marianów w Lublinie.
Antoni Kieniewicz skończył geografię i niemal całe życie pracował jako kartograf w Państwowym Przedsiębiorstwie Wydawnictw Kartograficznych. Założył rodzinę, z żoną Marzeną wychowali czworo dzieci. Razem w 1979 r. wstąpili na Drogę Neokatechumenalną. Antoni był katechetą wędrownym w Bydgoszczy. We wspólnocie, której posługiwał, zrodziły się trzy powołania kapłańskie, a jedna z kobiet wstąpiła do zakonu.
Po śmierci żony Antoni Kieniewicz wstąpił do seminarium Redemptoris Mater w Warszawie. – Właściwie po latach modlitwa mojej babci została wysłuchana. Późno, bo późno, ale zostałem księdzem, abp Nycz uznał, że uda mi się popracować dla Kościoła – stwierdza ks. Kieniewicz i wyznaje, że obecnie trochę zmieniły się jego relacje z synem Piotrem. Jako ksiądz to syn ma większy staż. – Mówi mi, że on dochodzi już do pełnoletności, a ja jestem oseskiem – stwierdza neoprezbiter.
Ojciec może, mąż nie
Warunki, jakie musi spełniać kandydat do święceń, szczegółowo określa Kodeks Prawa Kanonicznego. Święceń nie może przyjąć mężczyzna żonaty. W praktyce kościół zgadza się na wstępowania do seminariów wdowców, pod warunkiem, że dzieci są już samodzielne. Nie jest to częste. Zwykle młody człowiek, który odkrywa w sercu powołanie do kapłaństwa, w sposób świadomy i dobrowolny rezygnuje z założenia rodziny i wychowania własnych dzieci, aby w pełni i niepodzielnym sercem poświęcić się służbie Ludowi Bożemu.
Źródło: KAI
Źródło zdjęcia głównego: TVN24