10 kwietnia 2010 roku to dzień osobistego dramatu rodzin 96 ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu. Do tej pory stali z boku, nie występowali przed kamerami, nie brali udziału w publicznej dyskusji. To właśnie im został poświęcony film dokumentalny Ewy Ewart, który okazuje oblicze katastrofy smoleńskiej ich oczami. Pokazujemy fragmenty dokumentu.
10 kwietnia zapisał się w pamięci Polaków jako dzień narodowego dramatu, a dla bohaterów filmu jako dzień ich największego dramatu osobistego. Wraz z parą prezydencką odeszli w szokujących okolicznościach ich najbliżsi. Większości czas upływający od smoleńskiej katastrofy nie przynosi ulgi.
Nieznane wcześniej zdjęcia
Ewa Ewart wraz z ekipą filmową towarzyszyła rodzinom na rożnych etapach ich zmagań z trudnymi emocjami. Dokument zawiera sekwencje i zdjęcia, które nigdzie wcześniej nie zostały wykorzystane.
Wśród bohaterów są m.in.: Wanda Buk (córka generała Tadeusza Buka, Dowódcy Wojsk Lądowych), Lucyna Gągor (żona generała Franciszka Gągora, Szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego) czy Krystyna Łuczak – Surówka, (żona oficera BOR Jacka Surówki).
By wypowiedzieć emocje
- Chciałabym, by ten film był głosem wszystkich rodzin, swego rodzaju rzecznikiem ich praw, cierpienia, opinii – mówi Ewa Ewart.
I dodaje: - Film daje możliwość wypowiedzenia się jego bohaterom o konflikcie społecznym, politycznym i pokazania emocji. Bo fakt, iż niektórzy z nich do tej pory milczeli, nie oznacza, że przez ostatnie miesiące istnieli zawieszeni w próżni i obojętnie patrzyli na to, co się dzieje wokół katastrofy. Katastrofy, która w pierwszym rzędzie właśnie ich dotknęła najboleśniej.
Oni mają prawo
Ewart podkreśla, że podczas kręcenia dokumentu przyświecała jej myśl, by stworzyć coś, co przemówi w imieniu rodzin. - Moralne prawo mówienia o katastrofie należy do bohaterów mojego filmu - ocenia.
- Najtrudniej było przeprowadzić te rozmowy. Zaprosić moich bohaterów. Tego zadania bardzo się bałam, bo miałam świadomość, że dla nich to będzie ponowne przeżywanie najgorszej tragedii, jaka stała się ich udziałem. Ta rana się zabliźni, ale nigdy nie zaleczy do końca – mówi dokumentalistka.
Bez polityków
Lidia Kazen, producentka i współscenarzystka reportażu, opowiada, że pomysł na film kształtował się przez pół roku. - Kiedy Ewa zrobiła szkielet filmu okazało się, że nie są do niego potrzebni politycy, eksperci i to całe polityczne zamieszanie. Okazało się, że nasi bohaterowie bronią się absolutnie. Są pełnią tego filmu - mówi.
Spotkania z rodzinami ofiar odbyły się pół roku po tragedii, w listopadzie. - W Warszawie zorganizowaliśmy dość intymny plan, żeby bohaterowie dobrze się czuli. Bardzo bym chciała wierzyć, że te nasze rozmowy były formą terapii i oczyszczenia dla tych osób, mimo że musiały być bolesne – dodaje Ewart.
"Lekcja pokory"
Dokumentalistka przyznaje, że podczas pracy nad filmem towarzyszyło jej pytanie, czy ma prawo do przeprowadzania tych rozmów. - Spotkania z tymi osobami były ogromnym przywilejem i lekcją pokory. Ten film nigdy by nie powstał, gdyby nie te 20 osób. Do końca byli współpartnerami - przekonuje.
A Lidia Kazen dodaje: - Nikt z bohaterów nie powiedział, że wstydzi się występu, czy źle zrobił. Podjęli ryzyko, zobaczyli film i są z tego dumni.
Premiera filmu miała miejsce 7 kwietnia równolegle na antenie TVN i TVN24.
"W milczeniu" powstało przy współpracy z BBC, która także wyemituje dokument Ewy Ewart.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24