Śledztwo w sprawie zamiany leków w jeleniogórskiej Jelfie może potrwać jeszcze kilka lat. Powód? Badania fiolek z podejrzanym corhydronem utknęły w miejscu - pisze dziennik "Polska".
Od listopada 2006 roku, gdy ujawniono, że niektóre opakowania corhydronu 250 zawierały scolinę, silny specyfik stosowany do znieczulania podczas operacji, przebadano 27 tys. opakowań. W magazynach na ekspertyzę czeka jeszcze ponad 143 tys. fiolek. Trzeba przebadać każdą z nich. Bez tego prokuratura nie może postawić podejrzanym zarzutów i skierować sprawy do sądu.
- Gdyby przyjąć, że badania będą prowadzone po osiem godzin przez pięć dni w tygodniu to zakończymy je dopiero za dwa i pół roku – mówi „Polsce” Ewa Węglarowicz-Makowska z jeleniogórskiej prokuratury.
Badanie fiolek się przeciąga, bo do dziś nie uruchomiono zakupionego za ok. 300 tys. zł aparatu do szybkiej analizy składu chemicznego leków.
Sprzęt w ubiegłym roku kupił krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych. Urządzenie trzeba było jednak wywzorcować, czyli wprowadzić obrazy chemiczne próbek kilku serii leku. Teraz ma zacząć działać. Badania fiolek przy jego użyciu mają rozpocząć się jeszcze w tym tygodniu. - W ciągu trzech miesięcy przebadamy 12 tys. opakowań – deklaruje Maria Kała, zastępca dyrektora ds. naukowych Instytutu Ekspertyz Sądowych.
Podobne urządzenie ma też przedsiębiorstwo Jelfa. Firma wypożycza je prokuraturze. Zawartość fiolek kontroluje ekspert w asyście policjantów. – Na początku śledztwa urządzenie było do naszej dyspozycji nawet przez cztery dni w tygodniu. Obecnie badania są prowadzone raz w tygodniu bądź rzadziej, bo Jelfa potrzebuje go do własnych potrzeb – mówi prokurator prowadzący śledztwo.
Przedstawiciel Jelfy tłumaczy, że taka sytuacja miała miejsce jedynie na początku stycznia.
Dotąd prokuratura znalazła 26 fiolek, w których była scolina. Substancja ta spowodowała śmierć jednego pacjenta, a w 16 przypadkach doszło do zagrożenia życia.
Źródło: "Polska", APTN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24