- Dziesiątki podróży, które odbyłem, ciągle oczami mojej wyobraźni widzę, jak to się zaczyna - wspomina podróże samolotem prezydenckim były minister w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Michał Kamiński. Loty zagraniczne zbliżały wszystkich na pokładzie - polityków, dziennikarzy, ochronę i załogę.
Samolot podzielony był na przedziały - m.in. salonik dla vip-ów, gdzie prezydencka para odpoczywała w czasie lotów, pomieszczenie dla najbliższych współpracowników, pasażerów czy załogi. Wcześniej byli to Michał Kamiński albo Adam Bielan. W ostatnich miesiącach Paweł Wypych i Władysław Stasiak.
Można było swobodnie porozmawiać, zadać wszystkie pytania. Pan prezydent, pan premier żartowali wielokrotnie z dziennikarzami. Jan Dziedziczak, rzecznik premiera Jarosława Kaczyńskiego
"Tutką" latał też Jan Dziedziczak, jako rzecznik rządu Jarosława Kaczyńskiego. Kilka dni po katastrofie w Smoleńsku, trudno mu wspominać wspólne loty.
- Często wychodzili do dziennikarzy, to była taka swobodna rozmowa. Często początkowa jej faza była bez kamer, więc można było swobodnie porozmawiać, zadać wszystkie pytania. Pan prezydent, pan premier żartowali wielokrotnie z dziennikarzami - mówi Dziedziczak.
A wystarczyło, że samolot Tu-154 oderwał się od ziemi i pasy zostały rozpięte - od razu zacierały się granice między funkcjonariuszami BOR-u i dziennikarzami, prezydentem a załogą.
Samolot się lekko zepsuł. Piloci wyszli, zaczęli poprawiać coś tam przy turbinie, co wywołało konsternację wśród koreańczyków (...) Pewnie, że był strach, skoro ciągle się coś dzieje. B. premier Jan Krzysztof Bielecki
Niebezpieczna "tutka"
Nie brakowało jednak też sytuacji niebezpiecznych.
- Każdy lot samolotem łączy się z pewnym stopniem ryzyka. Ale funkcja prezydenta się łączy w tym zakresie z bardzo poważnym ryzykiem, ponieważ lata się bez przerwy - mówił na pokładzie prezydent Lech Kaczyński.
Jeden z takich trudnych momentów wspomina Jacek Czarnecki, korespondent wojenny Radia Zet.
- Pamiętam szczególnie te lądowania w miejscach niebezpiecznych, bo takie się teraz przypominają - mówi, przypominając lądowanie w Kabulu w 2001 roku, gdy duży samolot, lądował na małym lotnisku. - Piloci krążyli nad tym lotniskiem ze dwa razy i raptem takie zejście bojowe. Szybko, twarde uderzenie na początek pasa. Bo wiedzieliśmy, że pas jest krótki - mówi.
Prezydent nie bał się niczego
Najbliżsi współpracownicy prezydenta wspominali jednak, że Lech Kaczyński Tupolewa lubił. W kryzysowych sytuacjach to on uspokajał załogę. - Panie prezydencie, nie bał się pan podczas tego lądowania, dopiero co naprawiony samolot i takie dziwne lądowanie. On powiedział - nie, u nas tam prawie nie trzęsło. Poza tym ja tak naprawdę lubię ten samolot - relacjonuje dziennikarz TVN24 Leszek Jarosz.
Problemy samolot prezydencki miał w wielu miejscach świata. W Mongolii przegrał walkę z 15 stopniowym mrozem. Potem miał kłopoty z lądowaniem w Korei Południowej. Tak jak 10 lat wcześniej, w tym samym samolocie w Korei problemy miał premier Jan Krzysztof Bielecki. - Samolot się lekko zepsuł. Piloci wyszli, zaczęli poprawiać coś tam przy turbinie, co wywołało konsternację wśród Koreańczyków (...) Pewnie, że był strach (podczas latania Tu-154 - przyp.). Skoro ciągle się coś dzieje - mówił Bielecki.
Ale takiej tragedii nikt się nie spodziewał.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24, PAP