Nie wykorzystuję córek - stwierdził Grzegorz Napieralski w reakcji na zarzuty, iż posłużył się w kampanii wyborczej swoimi dziećmi. W środę, w jednej z warszawskich księgarni robił wraz z nimi zakupy podręczników i przyborów szkolnych, próbując w ten sposób udowodnić, iż koszt wyprawki szkolnej znaczenie wzrósł. - Dalej będę chodził na zakupy, pojawiał się w kinie, teatrze - zdeklarował szef SLD.
Napieralski nie ukrywał zaskoczenia, że jego zakupy z córkami zostały odebrane jako wykorzystywanie dzieci w kampanii wyborczej. - Jestem zdziwiony tymi opiniami - stwierdził, dodając jednocześnie, że spotkał się też z wieloma pozytywnymi.
Jak powiedział, nie rozumie krytyki ze strony dziennikarzy także dlatego, iż sami wielokrotnie proszą go o jakiś komentarz, kiedy jest z rodziną lub bawi się z córkami na placu zabaw.
Napieralski zapewnił, że jego starsza córka rozumie, iż jest politykiem i że wiąże się to z mniejszą prywatnością. Mimo to, jak stwierdził, nie posługuje się wizerunkiem dzieci w kampanii wyborczej. - Nie wykorzystuję córek, proszę tego tak nie odbierać - powiedział Napieralski. - Będę dalej chodził z córkami na zakupy, będę pojawiał się w kinie, w teatrze i na placu zabaw, w miejscu, gdzie oddaję głos także pojawię się z moimi córkami - dodał.
Za drogo
Według niego, "wyprawka" szkolna i przedszkolna dla dwójki dzieci kosztuje ponad 500 złotych. Ale jak stwierdził, to zdecydowanie za dużo. A kiedy chodził po księgarni miał wrażenie istnienia "dwóch rzeczywistości". - Jedna to rzeczywistość, o której mówi premier Donald Tusk, czyli jest "zielona wyspa", rośnie nasza gospodarka, a z drugiej strony jest ta codzienna rzeczywistość, z którą każdy z nas się zderza - stwierdził Napieralski.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot.PAP/Paweł Kula