Miałem wątpliwości, że posłowie pojadą samochodami do Madrytu, ale taka była ich deklaracja - stwierdził w "Faktach po Faktach" Andrzej Halicki, przewodniczący polskiej delegacji do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Powiedział, że o sprawie madryckiego wyjazdu trzech posłów i eurodeputowanego PiS dowiedział się z mediów.
Posłowie Hofman, Kamiński oraz Rogacki wyjechali służbowo do Hiszpanii 30 października. Media donosiły w ostatnich dniach, że w wyjeździe posłom towarzyszyły żony, i że z ich udziałem doszło do incydentu na pokładzie samolotu, którym posłowie wracali z Madrytu. Ponadto Kamiński i Hofman wzięli kilkanaście tysięcy złotych zaliczki na służbową podróż do Madrytu - informował portal tvn24.pl. Posłowie PiS mieli zgłosić wyjazd do Madrytu samochodem, ale w rzeczywistości polecieć tanimi liniami lotniczymi.
Jak dowiedziały się "Fakty" TVN, politycy nie uczestniczyli we wszystkich obradach. Mariusz Kamiński był obecny tylko na przedpołudniowym spotkaniu 30 października. Natomiast Adam Rogacki i Adam Hofman zarejestrowali się dopiero po południu i natychmiast opuścili budynek parlamentu, nawet nie wchodząc do sali, gdzie odbywało się spotkanie. Poinformował o tym urzędnik Rady Europy.
Posłowie w piątek zostali zawieszeni w prawach członka PiS.
Halicki: dowiedziałem się z mediów
Andrzej Halicki przewodniczy Delegacji Parlamentarnej RP do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (ZPRE). W "Faktach po Faktach" opowiadał o okolicznościach, w których dowiedział się o całym incydencie.
Jak stwierdził, o wszystkim przeczytał w gazecie w środę. Następnego dnia w swoim biurze dostał - jak stwierdził - odręczne, "naprędce napisane oświadczenie" posła Kamińskiego, w którym informował o zmianie środka transportu, z obietnicą rozliczenia wyjazdu. Kamiński zapewnił w nim także, że razem z kolegami uczestniczyli w posiedzeniach "w pełnym wymiarze". Dokument nie był datowany.
Posłowie twierdzą, że złożyli je w biurze Halickiego 4 listopada (wtorek) o godz. 9 rano. Dziennikarze "Faktu", którzy jako pierwsi opisali sprawę awantury na pokładzie, mieli pytać posłów o lot już w poniedziałek. Halicki nie jest jednak w stanie stwierdzić, kiedy dokładnie pismo wpłynęło. - Lot był zdaje się 2 (listopada - red.), jeśli pamiętam te daty. Widać informacja już się rozeszła, że ten lot nie był spokojny - powiedział.
Podkreślił, że do 6 listopada (czwartek) żaden z posłów się z nim nie kontaktował. - Świat jest dzisiaj dość dobrze zorganizowany. Są telefony, faksy, różnego rodzaju narzędzia do komunikacji. Chyba nie byłoby z tym kłopotu, gdyby ktoś wcześniej po prostu poinformował, że jest taki kłopot - powiedział Halicki.
Odpowiedź od urzędnika Rady Europy
Halicki powiedział, że jeszcze w czwartek skontaktował się z sekretarzem generalnym Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy Wojciechem Sawickim i zapytał o delegację trzech posłów. Ten odpisał, że nie uczestniczyli oni we wszystkich zebraniach. Kamiński był obecny tylko pierwszego dnia rano, a Hofman i Rogacki zarejestrowali się (podpisali listę) na spotkaniu późnym popołudniem, około 16.45, ale odmówili przyjęcia materiałów dotyczących tego spotkania oferowanych przez sekretariat i opuścili budynek parlamentu, nie wchodząc do sali spotkań.
Jak poinformował urzędnik Rady Europy, podobna sytuacja miała miejsce jeszcze dwukrotnie - w maju i grudniu ubiegłego roku w czasie delegacji w Paryżu i Izmirze.
Halicki określił zachowanie posłów mianem "lekceważenia obowiązków". Podkreślił, że marszałek Sejmu powinien zarządzić kontrolę wszystkich sejmowych delegacji. Stwierdził, że on sam rozlicza posłów wyłącznie ze sprawozdań, które ci muszą sporządzić po każdym wyjeździe. Nie powiedział jednak, czy posłowie takie dokumenty już złożyli.
Autor: pk/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24