Polityka historyczna już w przyszłym roku może trafić na sądowe wokandy. Stanie się tak, jeżeli część gmin i miast nie będzie chciała zmienić nazw ulic kojarzących się z komunizmem.
Samorządy mają rok (licząc od września), aby zmienić nazwy ulic i placów, które odwołują się do komunistów lub komunizmu. Jeżeli tego nie uczynią, zrobią to za nie wojewodowie.
Jednak od decyzji wojewody gmina czy miasto będą mogły się odwołać do sądu administracyjnego. I to sąd wtedy będzie rozstrzygał, kto ma rację. Rzeczniczka NSA sędzia Małgorzata Jaśkowska przyznaje, że składy orzekające wkrótce będą musiały zmierzyć się z tą materią.
Być może drogi sądowej uda się w wielu przypadkach uniknąć, ale należy realnie brać ją pod uwagę, bo część samorządowców nie kryje, że nie jest zadowolona z nowej ustawy.
Wojewoda Ziętek patrzy z góry
Prezydent Słupska Robert Biedroń już zapowiada, że chce ustawę zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego, bo narusza ona - jego zdaniem - autonomię samorządu.
Na Górnym Śląsku część samorządowców i wielu mieszkańców nie wyobraża sobie wycofania z przestrzeni publicznej postaci generała Jerzego Ziętka, który - choć był urzędnikiem komunistycznej władzy - uważany bywa za budowniczego potęgi Śląska i Zagłębia. W Siemianowicach Śląskich miejscowa Rada Miasta nadała skwerowi imię Jana Mitręgi (wieloletniego wicepremiera i ministra górnictwa w rządach PRL). Zrobiła to już w tym roku, po uchwaleniu przez Sejm ustawy dekomunizacyjnej. Argumentację władz miasta można streścić w słowach: dekomunizacja dekomunizacją, ale Mitręga jest zasłużonym dla miasta obywatelem i zasługuje na upamiętnienie.
Przykłady można mnożyć i śmiało przewidywać, że niektóre "uliczne" spory samorządowców z administracją państwową znajdą finał w sądzie.
Ta droga jest o tyle ciekawa, że w powszechnej świadomości sądy administracyjne kojarzą się z nudnymi, hermetycznymi rozprawami, zakończonymi wyrokami, które są w stanie zrozumieć tylko urzędnicy. Tymczasem już wkrótce te sądy prawa mogą stanąć w obliczu konieczności osądzania historii. Bo nic nie stoi na przeszkodzie, aby samorządy spierały się z wojewodami nie tylko o formalności.
- To zależy, jaką taktykę dana gmina przyjmie - tłumaczy nam radca prawny dr Łukasz Bernatowicz. - Jeżeli zaskarży sprawy formalne, będzie musiała udowodnić swoją rację w sprawach formalnych. Ale jeśli odwoła się od treści, czyli od meritum decyzji wojewody, będzie zobowiązana dowieść, że wojewoda narusza prawo, nadając ulicy swoją nazwę - dodaje.
Sąd ustali, kto jest symbolem komunistycznego zniewolenia?
Jak gminy będą bronić swoich racji przed sądami, to już tylko od nich zależy. Nie mogą wprawdzie powoływać świadków czy biegłych, bo sądy administracyjne pracują wyłącznie na dokumentach. - Można jednak wyobrazić sobie sytuację, w której samorząd będzie chciał przekonać sąd, że jakiegoś patrona ulicy wojewoda niesłusznie uważa za symbol komunistycznego zniewolenia, bo przeczą temu konkretne fakty historyczne - mówi nam sędzia NSA w stanie spoczynku prof. Małgorzata Stahl. - I sąd będzie musiał zmierzyć się z tą argumentacją - podkreśla.
- Ocena zasadności podniesionych w skardze zarzutów odbywa się w ramach merytorycznego rozpoznania sprawy i znajduje swoje odzwierciedlenie w wyroku - potwierdza sędzia Małgorzata Jaśkowska, rzecznik NSA.
Sędziowie postawieni w niewygodnej sytuacji
Konkretne składy sędziowskie mogą oczywiście odrzucać wnioski stron. Bo na tym też polega rola sądu, by nie mnożyć dowodów ponad granice rozsądku. Z naszych rozmów z prawnikami wynika jednak, że ocena przez sądy postaci, wydarzeń czy dat z historii, może okazać się nieunikniona.
Wszak kryterium określonym przez ustawę jest to, czy nazwa ulicy, placu czy mostu symbolizuje, czy nie symbolizuje represyjny, autorytarny i niesuwerenny system władzy w Polsce w latach 1944–1989. Żeby ocenić, czy wojewoda lub samorząd w kwestii nazw ulic działają legalnie czy nie, trzeba chcąc nie chcąc odnieść się do faktów z historii.
Ustawa dekomunizacyjna stawia więc sędziów sądów administracyjnych w nader niewygodnej sytuacji. Zapewne nikt nie będzie się spierał o kwestie upamiętnienia postaci jednoznacznie negatywnie zapisanych na kartach historii. Problemem są jednak patroni ulic, których postawa wymyka się jednoznacznej ocenie. A przecież wyroki sądów jednoznaczne być muszą.
Sędziowie unikają więc na razie deklaracji, jak będą podchodzić do sporów o ulice.
- Wykładnia przepisów prawa należy do niezawisłego sądu, stąd też obecnie ani prezes NSA, ani rzecznik prasowy sądu nie mogą się wypowiadać co do sposobu rozumienia określonych przepisów, gdyż stanowiłoby to niedopuszczalną ingerencję w sferę niezawisłości sędziowskiej – twierdzi sędzia Małgorzata Jaśkowska.
Przyjdzie egzekutor z młotkiem i gwoździami?
Sądowe spory o ulice, jeżeli do nich dojdzie, zaczną się najprawdopodobniej na początku 2018 roku. Samorządy mają bowiem czas na zmianę nazw do września przyszłego roku. Dopiero potem wojewodowie podejmą działania wobec "opornych". Sprawy sporne trafią do sądów, gdy samorządy nie zgodzą się z zarządzeniami wojewodów. Czas rozpatrywania skarg lokalnych władz, według danych rzeczniczki NSA, wynosi przeciętnie trzy miesiące.
A gdy wyroki zapadną, powinny być wykonane. Osobną kwestią pozostaje więc jeszcze egzekucja orzeczeń NSA w sprawie nazw ulic. Najnowsza historia polskiej samorządności odnotowała już przypadki lokalnych włodarzy tak przeświadczonych o swojej racji, że wyroki mieli za nic. Za taką postawę grozi jednak grzywna albo postępowanie karne, bo niewykonywanie wyroków jest przestępstwem.
W egzekucji administracyjnej teoretycznie możliwy jest również przymus bezpośredni. W skrajnych przypadkach można więc sobie wyobrazić, że gdy wojewoda wygra przed NSA spór o ulicę, może skierować do upartej gminy ludzi, którzy przybiją nowe tabliczki.
Autor: jp//rzw
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24