Naukowcy chcą na wszystkich polskich uczelniach powołać pełnomocnika ds. równości. Mogłyby się do niego zgłaszać ofiary molestowania seksualnego - pisze "Dziennik". - W tej chwili nie mają do kogo zwrócić się o pomoc - twierdzi grupa wykładowców z Uniwersytetu Warszawskiego.
Arsenał molestującego wykładowcy jest bardzo szeroki. Mogą to być pozornie niewinne żarty, niechciane komplementy, poklepywanie po pośladkach i wymuszanie pocałunków, a nawet propozycje seksu w zamian za dobrą ocenę z egzaminu.
Trudna i długa droga do prawdy
Dzisiaj ofiara molestowania skargę może zgłosić jedynie do komisji dyscyplinarnej, jednak to bardzo długotrwała procedura. Statystyki mówią same za siebie: do komisji w ogóle trafia bardzo mało spraw, a tych o molestowanie seksualne nie ma prawie wcale. Zazwyczaj są też umarzane.
- Zdarza się, że przychodzą do mnie studentki z różnych wydziałów, skarżąc się na swoich wykładowców. A potem zaklinają mnie, żebym nic z tym nie robiła, bo będą mieć kłopoty - ubolewa w rozmowie z "Dziennikiem" Środa.
UW prekursorem
Właśnie dlatego - zdaniem naukowców - na uczelniach potrzebny jest pełnomocnik ds. równego traktowania. Mógłby on nie tylko zbierać skargi i przekazywać je komisji dyscyplinarnej, ale wcześniej udzielić nagany profesorowi. O działanie w tej sprawie do minister nauki, m.in. prof. Magdalena Środa, prof. Małgorzata Fuszara, prof. Eleonora Zielińska oraz prof. Bożena Chołuj.
Pierwsza taka komisja lada chwila ruszy na Uniwersytecie Warszawskim, ale żeby przyspieszyć powstawanie kolejnych, potrzebne jest rozporządzenie ministra nauki. - Nie chodzi tu o polityczną poprawność, ale o rozwiązanie poważnego problemu - przekonuje Chołuj.
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu