Hazardowa komisja śledcza dysponuje zeznaniami Ryszarda Sobiesiaka, które wyciekły do "Rzeczpospolitej" - potwierdził członek komisji Sławomir Neumann z PO. Prokuratura będzie teraz badać, czy to sejmowi śledczy mogli przekazać dziennikarzom tajne dokumenty.
Świadek mówi "a", my być może mamy świadomość, że to wcale nie jest "a", ale "b" i nie możemy świadka skontrować. Bartosz Arłukowicz o tajnych materiałach
Neumann nie ma jednak wątpliwości, że jeżeli wyciek nastąpił z komisji, to nikt poważny nie będzie chciał współpracować ze śledczymi. - Na pewno położyłoby się to cieniem na naszą dalszą współpracę z prokuraturą - dodał.
Graś powiedział, czego Arłukowicz nie mógł
Wcześniej o tym, że komisja zna zeznania Sobiesiaka mówił w Radiu ZET rzecznik rządu Paweł Graś. Według polityka PO, zeznania mogły wypłynąć właśnie z sejmowej komisji. Dlaczego? Bo, tłumaczył Graś, prokuratura przesłuchiwała Sobiesiaka na początku stycznia "i przeciek żaden nie nastąpił", a komisja śledcza ma protokoły od zeszłego tygodnia.
Posłowie nie mogą nic mówić
Śledczy Bartosz Arłukowicz, pytany dziś rano, czy komisja dysponuje tymi materiałami, nie chciał potwierdzić. Wiceszef komisji zasłaniał się tajemnicą. - Całe te przesłuchania są o tyle ubogie i niedoskonałe, że większość materiałów którymi dysponujemy jest opatrzona klauzulą "tajne" albo "ściśle tajne" - mówił w "Kawie na ławę" w TVN24 poseł Lewicy. I dodawał: Dlatego często to tak dziwnie wygląda: świadek mówi "a", my być może mamy świadomość, że to wcale nie jest "a", ale "b" i nie możemy świadka skontrować.
"Skąd Graś wiedział?"
Na dowód swoich słów sejmowy śledczy przypomniał fragment przesłuchania Mirosława Drzewieckiego przez Beatę Kempę (posłanka PiS chciała m.in. wiedzieć, czy Drzewiecki zna mężczyznę o pseudonimie Ricardo, czy rozmawiał kiedyś z Silvio Berlusconim oraz czy zna język włoski). - W pewnym momencie posłanka Beata Kempa jest w toku pytań i zatrzymuje się na ścianie - mówił Arłukowicz. Poseł dodał, że zrozumiał, iż posłankę zatrzymała klauzula "ściśle tajne".
Arłukowicz wyraził też zdziwienie skąd Graś wiedział o fakcie przekazanie komisji zeznań Sobiesiaka. - Jestem bardzo ciekawy skąd rzecznik rządu wie, jakie materiały tajne docierają do komisji. To mnie zastanawia, bo wszystkie materiały z prokuratury, które trafiły do komisji, są objęte klauzulą tajne i są przeznaczone tylko dla członków komisji. Z tego co wiem Paweł Graś nie jest członkiem komisji hazardowej - powiedział Arłukowicz.
Są rozbieżności
Sobotnia "Rzeczpospolita" ujawniła fragmenty zeznań, które Ryszard Sobiesiak złożył 6 stycznia w warszawskiej Prokuraturze Okręgowej. Gazeta zwróciła uwagę, że w kilku miejscach wyjaśnienia biznesmena różnią się od zeznań złożonych przez polityków PO przed komisja hazardową. Sobiesiak miał zeznać m.in.: "Drzewiecki, Chlebowski i Schetyna byli moimi kolegami, znam Drzewieckiego i Schetynę od około 20 lat". Tymczasem Schetyna powiedział przed komisją, że zna się z Sobiesiakiem od lata 2003 r., Drzewiecki zeznał, że poznał Sobiesiaka ponad 10 lat temu, z kolei Chlebowski mówił o czterech czy pięciu latach znajomości.
"Rzeczpospolita" ujawniła też, że to Marcin Rosół, szef gabinetu byłego ministra sportu Mirosława Drzewieckiego wyłania się z zeznań Sobiesiaka jako możliwe źródło przecieku o akcji CBA. Miało się to stać podczas spotkania Rosoła z córką biznesmena Magdaleną Sobiesiak w czasie, gdy ojciec załatwiał jej pracę w Totalizatorze Sportowym.
Palikot bagatelizuje rozbieżności
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga zwróci się w poniedziałek do prokuratury apelacyjnej, by ta wyznaczyła jednostkę, która wyjaśni okoliczności przecieku do "Rzeczpospolitej". - Szkoda, że tak renomowana gazeta stała się słupem ogłoszeniowym służb specjalnych - mówił w programie "Kawa na ławę" Janusz Palikot.
Szkoda, że tak renomowana gazeta stała się słupem ogłoszeniowym służb specjalnych palikot
Wiceszef klubu PO bagatelizował też fakt, że są rozbieżności w zeznaniach na temat długości znajomości Sobiesiaka z politykami PO. - To drugorzędna sprawa. Z punktu widzenia afery hazardowej nie ma to żadnego znaczenia - przekonywał Palikot.
Jeżeli raz ktoś skłamie...
Innego zdania był Maciej Płażyński, który twierdził, że jeżeli ktoś raz minął się z prawdą, to nie można mu ufać. - Tu chodzi o wiarygodność - podkreślał polityk.
Wtórował mu Eugeniusza Kłopotek z PSL: Jeżeli komuś się udowodni, że raz minął się z prawdą to... dopowiedzmy sobie resztę.
Prezydencki minister Paweł Wypych ocenił natomiast, że gdyby nie "Rzeczpospolita", to "o wielu rzeczach byśmy nie wiedzieli". - Ale służby muszą wyjaśnić, skąd nastąpiły te przecieki - zaznaczył Wypych.
Źródło: TVN24, Radio ZET, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot. PAP