Rozwiązanie 36. SPLT to zdaniem ministra Radosława Sikorskiego dobra decyzja. - Jeśli zaoszczędzimy sobie wydatków w wojsku, możemy pozwolić na komercyjny czarter - powiedział w "Faktach po Faktach". Jak dodał, "tutka" była wygodna, ale miała stosunkowo krótki zasięg.
Radosław Sikorski niedawno gościł w Afganistanie i Pakistanie. Poleciał tam Tu-154 (do Uzbekistanu), a następnie wojskową CASĄ. - Być może to był ostatni lot w tej formule organizacyjnej - przyznał minister, nawiązując do decyzji o rozwiązaniu 36. specpułku odpowiedzialnego za transport najważniejszych osób w państwie.
Zdaniem ministra, to słuszna decyzja z punktu widzenia podatnika. - Mieliśmy dwa systemy: wojskowy i komercyjny, czyli wynajem maszyn. Kupno nowych samolotów to wydatek wieluset milionów złotych. Nie ma sensu utrzymywania pułku, który kosztuje 40-50 mln rocznie bez samolotów. Jeśli sobie zaoszczędzimy wydatków na systemie wojskowym, to możemy sobie pozwolić na czarter w systemie komercyjnym - przekonywał Sikorski.
Oba raporty - zarówno polski, jak i rosyjski, to nie akty oskarżenia, tylko określenia przyczyn wypadków, które się robi po to, by to się nigdy nie powtórzyło. Minister Radosław Sikorski
Jak przyznał jednak z odrobiną żalu, "tutka" była wygodna. - Tam można było pracować, bo miała nawet Internet, ale miała krótki zasięg - powiedział.
"Raporty to nie akty oskarżenia"
Minister pytany był także o reakcje Rosjan na polski raport ws. katastrofy smoleńskiej. Jak zaznaczył, oba raporty - zarówno polski, jak i rosyjski (Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego - MAK), "to nie akty oskarżenia, tylko określenia przyczyn wypadków, które się robi po to, by to się nigdy nie powtórzyło".
- W interesie Rosji jest, by lotniska były lepiej wyposażone, a kontrolerzy lepiej przeszkoleni - uważa Sikorski. Dodał, że minister Miller i komisja wykonali "kawał solidnej roboty". - W Polsce dla nas najbardziej istotny jest raport polski. Dzięki przetłumaczeniu go na rosyjski i angielski odnotowały to światowe media. To pełniejsza wersja tego, co się stało - stwierdził szef MSZ. Jego zdaniem, polski raport w przekazie międzynarodowym jest równoważny z rosyjskim.
Samą katastrofę minister określił jako "test stosunków". - One miały trudną fazę, gdy nie mieliśmy odstępu do dokumentów. Nadal potrzebujmy odzyskać wrak i na koniec także czarne skrzynki. Ale ten test przeszliśmy bez zupełnej utraty sterowności, więc w interesie obu narodów jest zwiększanie współpracy gospodarczej i porównywanie trudnych kart historii - powiedział.
"Nie chodzi o historię, tylko podejmowanie decyzji"
Komentował również swoje słowa o tym, że powstanie warszawskie było "narodową katastrofą". Wyjaśniał, że tragedię smoleńską również można nazwać w ten sposób, bo to wielki cios i wielka strata dla kraju. - Nie chodzi tu tylko o kwestie historyczne, ale o kluczową filozofię podejmowania decyzji - czy są podejmowane na podstawie nadziei, czy realnych przesłanek. Tak jak budowany jest mit powstania, tak trzeba dyskutować o celowości tej decyzji - uznał.
Podkreślił, że szanuje powstańców, ale należy odróżnić szacunek dla powstańców i celowość decyzji.
Według niego, nawet gdyby powstanie osiągnęło cele wojskowe, nie osiągnęłoby celów politycznych. - Gdybyśmy dzisiaj podejmowali takie decyzje, argumentowałbym, że szanse są zbyt nikłe, a stawka zbyt duża, by ryzykować. A cena, jaką zapłaciliśmy, była straszliwa. I to jest dla mnie definicja katastrofy narodowej - zaznaczył. Jak dodał, jeśli powstanie ma być przesłaniem dla nowych pokoleń, to trzeba powiedzieć, że dotyczy to patriotyzmu. - Ale jeśli chodzi o sposób podejmowania decyzji, to uważam, ze to był błąd - stwierdził.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24