- PiS grilluje się sam – tak gość „Piaskiem po oczach”, Grzegorz Schetyna, podsumował trwającą od kilku tygodni polityczną przepychankę o ratyfikację Traktatu Lizbońskiego. Wicepremier powtórzył, że miejsce na postulaty PiS jest tylko w ewentualnej uchwale.
- Jak długo potrwa polityczne grillowanie PiS? – zapytał gospodarz programu Konrad Piasecki. - Jest taka funkcja autogrill i tak bym to nazwał. Przedmiot grilluje się sam i to obserwujemy w PiS – odpowiedział Schetyna. Wicepremier powtórzył, że ostateczną propozycją PO jest dwuzdaniowa ustawa o ratyfikacji, bez preambuły plus uchwała. - Nic się w tej sprawie nie zmieniło. To nie my jesteśmy źródłem kłopotów. Jak trzeba będzie, jesteśmy gotowi na referendum – zadeklarował.
Schetyna przyznał jednocześnie, że grudniowa uchwała Sejmu o możliwości odejścia od Protokołu Brytyjskiego była błędem. - Ta uchwała była kompletnie niepotrzebna, ale niczego nie zmienia. Została ona wykorzystana przez PiS w sposób, którego nie rozumiem. Niepotrzebnie został wykopany topór wojenny – stwierdził szef MSWiA.
"Wierzę, że prezydent przekona brata"
Zaznaczył jednak, że w kwestii ratyfikacji jest dobrej myśli. – Wierzę, że prezydent przekona brata i w ciągu najbliższych dni wszystko będzie w porządku – podkreślił. Dopytywany, co stanie się w przypadku, gdy do kompromisu jednak nie dojdzie, a część posłów PiS mimo tego zagłosuje za Traktatem, Schetyna zapowiedział: - Wszyscy głosujący "za" będą mile widziani w klubie PO. Ale nie będzie żadnej oferty politycznej – zaznaczył.
Żaden minister nie pojedzie na igrzyska
Pytany o bojkot igrzysk w Pekinie, w związku z wydarzeniami w Tybecie, wicepremier zdecydowanie opowiedział się za oddzieleniem sportu od polityki. – Nie można zabierać sportowcom i światu tego niezwykłego przeżycia – argumentował. Przypiął jednak wstążkę solidarności z Tybetem. Potwierdził też, że premier spotka się z Dalajlamą, a żaden z ministrów na olimpiadę nie pojedzie. - To kwestia gestu solidarności z Tybetem, my, ludzie „Solidarności” jesteśmy im to winni. To najmniejsza rzecz jaką możemy zrobić – podsumował.
"Nie ma miejsca na partię między PO a PiS"
Pytany, czy jest szykowany na następcę Donalda Tuska, jeśli ten za dwa i pół roku wygra wybory prezydenckie, wicepremier uchylał się od odpowiedzi. - Nie bierzemy tej kwestii pod uwagę. Najważniejsze jest dobre funkcjonowanie rządu. Jeśli teraz będziemy myśleć o tym co po wyborach prezydenckich wszystko przegramy – przekonywał.
Według Schetyny, nie ma miejsca na nową partię polityczną między PiS a PO i nie dawał większych szans ugrupowaniu, które ewentualnie mieliby tworzyć rozłamowcy z PiS (Kazimierz Marcinkiewicz, Kazimierz Ujazdowski) z Janem Rokitą czy prezydentem Wrocławia Rafałem Dutkiewiczem. - PiS musiałby zacząć się dzielić by stworzyć lukę. Być może tak się stanie, jeśli będzie więcej niezadowolonych - spekulował.
Kontrowersje wokół szefa ABW
Pytany o szefa ABW Krzysztofa Bondaryka, któremu media przypominają niejasne sprawy z przeszłości, wicepremier stwierdził: - Wszystkie te zarzuty muszą być wyjaśnione. Żaden nie został jeszcze udowodniony, wszystkie sprawy są w sądzie. Dajmy Bondarykowi szansę uczciwej obrony – przekonywał. Jak dodał, ma nadzieję, że medialne zarzuty to rzeczywiście „pomówienia i kłamstwa”. – Jeśli nie, dalsza współpraca będzie niemożliwa – podkreślił.
Schetynie nie podoba się też powołanie Andrzeja Barcikowskiego, szefa ABW za rządów Leszka Millera, do rady szkoły kontrwywiadu. - Barcikowski mi przeszkadza. Uważam, że to niezręczność, sprawa ma kontekst polityczny i niedobry dla Agencji. Jeśli to ma być gest do wszystkich byłych szefów, to zaprasza się wszystkich. Nie można selektywnie traktować tych spraw – stwierdził. Jego zdaniem Bondaryk powinien Barcikowskiego odwołać.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24