Ministerstwo Sprawiedliwości chce do końca roku wprowadzić zmiany w systemie szybkiego sądzenia - dowiedziała się "Gazeta Wyborcza". Mają zniknąć sądy 24-godzinne, bo zdaniem resortu się nie sprawdzają.
Działające od marca 2007 r. sądy 24-godzinne miały rozprawiać się z chuliganami, drobnymi przestępcami złapanymi na gorącym uczynku. Jednak w 24 godziny da się osądzić drobne przestępstwa, tylko jeśli oskarżony przyznaje się do winy - pisze "Gazeta Wyborcza". W innym przypadku, sprawa trafia do zwykłego sądu. I tak na ogół się dzieje, przynajmniej w sprawach chuliganów, na których 24-godzinne sądy miały być skuteczną receptą - uważa resort sprawiedliwości.
Piotr Kluz, przewodniczący Sądu Grodzkiego w Rzeszowie, nie przypomina sobie procesów w szybkim trybie, gdzie oskarżonymi byli chuligani. - Rzeczywiście, jakieś 70-90 proc. wszystkich spraw w sądach 24-godzinnych dotyczy pijanych kierowców - mówi gazecie Grzegorz Żurawski, rzecznik ministra sprawiedliwości.
Ministerstwo: To tylko marketing
Resort sprawiedliwości twierdzi, że w obecnym kształcie sądy 24-godzinne po prostu się nie sprawdzają. - To była tylko nazwa marketingowa ministra Ziobry - mówi Żurawski.
W związku z tym ministerstwo planuje kilka zmian. Przede wszystkim wydłuży czas orzekania do dwóch tygodni, m.in. po to, by sędziowie mieli wystarczająco dużo czasu na przesłuchanie świadków.
Zniknie też obligatoryjny obrońca z urzędu - pisze gazeta. - Bo oskarżony najczęściej go nie potrzebuje - mówi sędzia Kluz. - W prostych sprawach państwo daje obrońcę, a w poważniejszych często odmawia i ludzie muszą płacić za adwokatów. To niesprawiedliwe - uważa resort sprawiedliwości.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24