Główny Inspektor Sanitarny Wojska Polskiego nie zgodził się na zniszczenie 68 worków z rzeczami należącymi do ofiar katastrofy prezydenckiego TU-154 - dowiedział się portal tvn24.pl. Decyzję o ich "pilnej utylizacji" podjął w maju Wojskowy Inspektor Sanitarny z Modlina. Teraz będzie musiał jeszcze raz zająć stanowisko i - co ważne - uwzględnić w nim zdanie rodzin ofiar oraz ich pełnomocników.
Sprawa worków ze strzępami rzeczy, które w Rosji oddzielono od ciał ofiar katastrofy (chodzi m.in. o części ubrań, bielizny zabrudzonych krwią) ciągnie się od kilku tygodni. Najpierw z wnioskiem o wydanie zgody na "zarządzenie ich zniszczenia" zwróciła się do sądu prokuratura wojskowa. Śledczy dołączyli do wniosku opinię Wojskowego Inspektora Sanitarnego z Wojskowego Ośrodka Medycyny Prewencyjnej w Modlinie. Uznał on rzeczy za "zakaźne odpady medyczne" mogące stanowić zagrożenie dla bezpieczeństwa powszechnego. Wojskowy sąd stwierdził jednak, że przesłanki, na które powoływała się prokuratura nie zachodzą i wniosku nie uwzględnił.
Jeszcze raz
Ale problemu to nie rozwiązało, bo obok ścieżki prokuratorsko-sądowej ruszyło postępowanie administracyjne. Zgodnie z Kodeksem Postępowania Administracyjnego do połowy czerwca formalne stanowisko w sprawie worków z rzeczami miał zająć płk Tadeusz Nierebiński, Główny Inspektor Sanitarny Wojska Polskiego. Było to konieczne po tym, jak odwołanie na decyzję Inspektora z Modlina - jeszcze w maju - złożył Komendant Główny Żandarmerii Wojskowej. Nierebiński w rozmowie z nami mówił wtedy, że "ze względów epidemiologicznych innej decyzji, niż o utylizacji, być nie może". - Jako epidemiolog z 20-letnim stażem podtrzymuję tamtą decyzję - podkreślał.
Ale 9 czerwca Główny Inspektor Sanitarny zdecydował inaczej. - Po rozpatrzeniu odwołania Komendanta Głównego Żandarmerii podjąłem decyzję o uchyleniu w całości zaskarżonego stanowiska Wojskowego Inspektora Sanitarnego z Modlina i postanowiłem przekazać mu sprawę do ponownego rozpatrzenia - ujawnia płk Nierebiński w rozmowie z tvn24.pl.
Zapytać rodzin
Co ciekawe - jak sam podkreśla - "w sensie aspektu medycznego nic się nie zmieniło". - To znaczy, nadal uważam te rzeczy za zakaźne odpady medyczne - precyzuje. Problem leży jednak gdzie indziej. W odwołaniu na decyzję inspektora z Modlina Komendant Główny Żandarmerii też nie kwestionował faktu, że worki trzeba zutylizować. Wskazywał jednak, że o decyzji w sprawie ich utylizacji nie zostały poinformowane wszystkie podmioty prawne. - W tym przypadku chodziło o rodziny ofiar i ich pełnomocników - tłumaczy płk Nierebiński.
Dlatego w decyzji o przekazaniu sprawy ponownie do Modlina Główny Inspektor Sanitarny WP zaznacza, że przy wydawaniu kolejnej należy wziąć pod uwagę stanowisko rodzin i ich pełnomocników. - A także wszystkie aspekty etyczne - dodaje płk Nierebiński.
Dziś nadal nie wiadomo zatem, co ostatecznie stanie się z rzeczami ofiar. Wiadomo jednak, że rzeszowska firma utylizacyjna, w której powinny się znajdować, nie może z nimi nic zrobić oraz, że za ich przechowywanie cały czas pobiera opłatę.
Pewne też, że sprawa nie skończy się szybko. Dlaczego? - Według przepisów inspektor z Modlina będzie miał na wydanie kolejnej decyzji trzy miesiące od momentu uzyskania ostatniej opinii któregokolwiek z podmiotów prawnych, czyli na przykład członka rodziny ofiary, bądź jej pełnomocnika - tłumaczy pułkownik Nierebiński.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24