Jeżeli będziemy lekceważyli takie zdarzenia, nie będziemy reagować na nie odpowiednio, to będzie tylko stwarzało możliwości do większej ingerencji w nasze terytorium, przynajmniej w strefę powietrzną - powiedział w "Faktach po Faktach" w TVN24 generał rezerwy Jan Rajchel, ekspert Fundacji Stratpoints. Odniósł się do kwestii znalezienia szczątków obiektu wojskowego pod Bydgoszczą. Sprawę komentował także Janusz Zemke, były sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej oraz były przewodniczący sejmowej komisji obrony.
W czwartek wicepremier, minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak odniósł się do kwestii obiektu, który spadł w grudniu, a został znaleziony w kwietniu w Zamościu pod Bydgoszczą, oraz do kontroli przeprowadzonej w tej sprawie w Dowództwie Operacyjnym Rodzajów Sił Zbrojnych.
- Zgodnie z ustaleniami kontroli Dowódca Operacyjny zaniechał swoich instrukcyjnych obowiązków, nie informując mnie o obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej, ani nie informując Rządowego Centrum Bezpieczeństwa i innych przewidzianych w procedurach służb - oświadczył szef MON. Tym dowódcą jest generał Tomasz Piotrowski.
Błaszczak mówił, że "ustalenia kontroli jasno wykazały niepodjęcie wystarczających działań przez Dowódcę Operacyjnego w zakresie poszukiwania obiektu". Dodał, że po 19 grudnia całkowicie zaniechano poszukiwań.
Rajchel: to jest największy błąd, jaki można było popełnić
Do sprawy odnieśli się w piątek w "Faktach po Faktach" w TVN24 doświadczony pilot, generał rezerwy Jan Rajchel, ekspert Fundacji Stratpoints i były sekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej, oraz były przewodniczący sejmowej komisji obrony narodowej Janusz Zemke.
Rajchel został zapytany, jakiego kalibru błędem było nieposzukiwanie obiektu do skutku. - Kaliber w skali jeden do dziesięciu to jest dziesięć. To jest największy błąd, jaki można było popełnić. To jest pierwsze tego typu zdarzenie, które się wydarzyło. Nie wiemy, czy jedyne - dodał. Podkreślił, że "takich rzeczy nie można lekceważyć".
- Jeżeli będziemy lekceważyli takie zdarzenia, nie będziemy reagować na nie odpowiednio, to będzie tylko stwarzało możliwości do większej ingerencji w nasze terytorium, przynajmniej w strefę powietrzną - dodał.
Jego zdaniem, "to była decyzja polityczna, patrząc na to, jak to się układało czasowo". - Przewodów, miesiąc później Bydgoszcz, w międzyczasie oferta Niemców o wzmocnieniu systemu obrony powietrznej przez rozstawienie baterii Patriot, której nie chcemy, a w tym czasie spada rakieta. Ja sobie nie wyobrażam wtedy, żeby minister w środku tej kampanii antyniemieckiej nazwijmy to, ujawnił taką rzecz - ocenił.
"Minister Błaszczak nie może doznać żadnej porażki politycznej"
Minister Błaszczak informował na czwartkowej konferencji, że "ustalenia kontroli natychmiast przekażę zarówno prezydentowi RP, zwierzchnikowi Sił Zbrojnych, jak i prezesowi Rady Ministrów". - Informuję, że ewentualne decyzje personalne lub dyscyplinarne zostaną podjęte po konsultacji z prezydentem, zwierzchnikiem Sił Zbrojnych - oświadczył.
Biuro Bezpieczeństwa Narodowego w wydanym w piątek komunikacie przekazało, że do 12 maja "nie wpłynęły wnioski" będące przedmiotem konferencji szefa MON. "Informacje, w posiadaniu których jest aktualnie Prezydent RP nie uzasadniają podjęcia decyzji personalnych dotyczących najwyższej kadry dowódczej Wojska Polskiego, a ponadto Prezydentowi RP nie przedstawiono żadnego wniosku w tej sprawie" - poinformowało BBN.
Rajchel mówił w "Faktach po Faktach", że "najpierw powinny wpłynąć odpowiednie dokumenty, później minister powinien porozmawiać z prezydentem, później powinien porozmawiać z ewentualnym winnym generałem i podjąć jakieś decyzje, które mogłyby być ogłoszone".
Pytany, skąd ta odwrócona kolejność, Rajchel powiedział, że "pan minister Błaszczak nie może doznać żadnej porażki politycznej, pan minister Błaszczak jest kreowany na następcę premiera Morawieckiego i musi się mieć czym pochwalić".
- Takiej sytuacji nigdy w mojej karierze nie było, aby minister publicznie, bez osądzenia, wskazywał żołnierza zaocznie za jakieś niedociągnięcia - zaznaczył ekspert Fundacji Stratpoints.
- Oczywiście generałowie czy żołnierze nie są świętymi krowami. Jeżeli ponoszą winę, jest im to jednoznacznie udowodnione, to powinni ponieść konsekwencje, natomiast to się robi w bardziej cywilizowany sposób, a szczególnie w takiej sytuacji, jaka teraz jest za naszą wschodnią granicą - ocenił.
Zemke: minister Błaszczak myślał, że zamknie temat
- Gdyby dokładnie wsłuchać się w to, co pan minister mówił, to tam nie było informacji żadnej, jakiego to się dnia stało, jaka to rakieta, skąd ona wleciała w przestrzeń powietrzną Polski. Sześć razy wymieniano nazwę Dowództwo Operacyjne, nie wymieniając, jak nazywa się pan generał przy okazji. Ta konferencja była właściwie tylko po to - ocenił Zemke.
Dodał, że minister Błaszczak myślał, że podając osobę generała, "zamknie temat".
- Moja hipoteza jest taka, że ta informacja [o obiekcie, który znalazł się w przestrzeni powietrznej Polski - przyp. red.] została przekazana do Centrum Operacyjnego ministerstwa, tylko ministerstwo dzisiaj zajmuje się głównie PR-em i budową pozycji pana ministra. To ma być od sukcesu do sukcesu. Tutaj trudno było o sukcesie mówić - ocenił Zemke.
Zemke: dokumentów jest pełno
Były wiceminister obrony narodowej mówił, że na ile zna procedury, "to w momencie, kiedy nasze Centrum Operacji Powietrznych otrzymało taki sygnał [o zbliżającym się obiekcie w stronę polskiej przestrzenie powietrznej - przyp. red.], to równocześnie ten sygnał dotarł do centrum NATO-wskiego, dlatego że obrona powietrzna Polski jest jednym z elementów centrum NATO-wskiego". Dodał, że "obrona powietrzna Polski jest tak naprawdę kierowana, oprócz naszego kierowania polskiego, z centrum, które się znajduje na terenie Niemiec".
- Więc myślę, że natychmiast informacja była u nas, natychmiast w centrum niemieckim. To, że poderwano parę [samolotów - red.] polską i amerykańską, to oczywiście musiała być także decyzja tego centrum na terenie Niemiec - powiedział.
Zemke został również zapytany, czy musiał wiedzieć o tym minister. - Poderwanie pary dyżurnej jednej czy drugiej to jest cała dokumentacja. Ktoś musi wydać rozkaz. Każda czynność jest potem zapisana. Nie mówiąc już o tym, że jak się kończy taki lot pary dyżurnej, to ona musi z tego zrobić analizę i sprawozdanie. Więc tu jest dokumentów pełno - zaznaczył Zemke.
Odnosząc się do kontroli, o której wynikach mówił Błaszczak, powiedział, że "jeżeli pan minister skierował do wyjaśnienia tę kontrolę, a my jej wyników tak naprawdę nie znamy, to podstawowy cel tej kontroli to było po prostu wskazanie winnego pod warunkiem, że to będzie inny winny niż Ministerstwo Obrony Narodowej i minister". - Ta kontrola wykonała swoje zadanie - dodał.
Komunikat MON o wnioskach z raportu
"Wnioski raportu przekazanego prezydentowi i premierowi wyraźnie wskazują na zaniedbania Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych i są zbieżne z wynikami przekazanej niedawno MON kontroli NIK" - przekazało Ministerstwo Obrony Narodowej w komunikacie opublikowanym w piątek na stronie internetowej resortu.
Jak zaznaczono w komunikacie, "raport przekazany Prezydentowi RP i Prezesowi Rady Ministrów jest szczegółową analizą dokumentów sprawozdawczych oraz oświadczeń dowódców i szefów służb specjalnych związanych ze znalezieniem szczątków obiektu w miejscowości Zamość pod Bydgoszczą".
"Wnioski raportu wyraźnie wskazują na zaniedbania Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych, który zgodnie z ustawami: o obronie Ojczyzny i ochronie granicy państwowej odpowiada za ochronę przestrzeni powietrznej RP" - podkreślono.
Dodano, że wnioski z raportu "są zbieżne z wynikami przekazanej niedawno Ministrowi Obrony Narodowej, kontroli Najwyższej Izby Kontroli, która wykazała zaniedbania Dowódcy Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych w obszarze organizowania i funkcjonowania systemu obrony powietrznej kraju".
CZYTAJ WIĘCEJ: Rakieta pod Bydgoszczą a działania służb. Oświadczenie generała Tomasza Piotrowskiego >>>
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24