Jedną ze wstępnych przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku, którą ustaliła Polska Prokuratura Wojskowa była zła organizacja i zabezpieczenie lotu. Jak pisze "Rzeczpospolita", meteorolodzy polskiej armii nie śledzili pogody nad Smoleńskiem.
O czterech hipotezach prokuratury wojskowej dotyczących tragedii sprzed trzech tygodni informowała TVN24. Wśród nich była między innymi zła organizacja i zabezpieczenie loty, w tym nieprawidłowości polskiego personelu naziemnego i rosyjskiego personelu naziemnego.
Wtorkowa "Rzeczpospolita" pisze, że prokuratura zabezpieczyła dokumenty z Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych (CHSZ). Odpowiada ono za informowanie pilotów o tym, jakie panują warunki meteorologiczne.
Jak pisze gazeta, Wojskowe Centrum Hydrometeorologii o złej widoczności z powodu mgły w okolicach lotniska Smoleńsk-Siewiernyj dowiedziało się dopiero kwadrans przed katastrofą. Dziennik przyjmuje przy tym godz. 8.41 jako czas katastrofy.
"Rzeczpospolita" przytacza depeszę lotniska Okęcie: "Widoczność w Smoleńsku do 500 metrów, niebo niewidoczne”.
O mgle za późno
Natomiast do pilotów prezydenckiego samolotu Tu-154 ostatnia informacja na temat pogody dotarła o 7.27. Były to informacje z 5 rano, które okazały się nieaktualne, bo mówiły o dobrej widoczności na rosyjskim lotnisku. O mgle nie było ani słowa - pisze "Rzeczpospolita".
Około 8.25 dyżurny meteorolog lotniska Okęcie przesłał nowe informacje do kontrolera Okęcia. Depesza synoptyczna z cywilnej stacji meteorologicznej w Smoleńsku mówiła o wystąpieniu bardzo gęstej mgły z widocznością do pół kilometra.
To była informacja z 8 rano. Do pilotów polskiego tupolewa te wiadomości nie dotarły.
Brak praktyki
Jak pisze dziennik, informacje na pokład prezydenckiej maszyny powinno przesłać Centrum Hydrometeorologii Sił Zbrojnych lub Centrum Operacji Powietrznych (COP).
Źródło: "Rzeczpospolita"