Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych chce, by od przyszłego roku rodzice pragnący umieścić swoje dziecko w przedszkolu nie musieli ujawniać wrażliwych danych - pisze "Gazeta Wyborcza".
Dyrekcje przedszkoli wymagają PIT-ów, zaświadczeń z ZUS, orzeczeń rozwodowych, zaświadczeń o zatrudnieniu, orzeczeń o niepełnosprawności rodziców, a nawet wysokości alimentów czy dowodu o podziale majątku.
- Gdy zaczęliśmy interweniować okazało się, że to powszechny problem. Większość gmin wymaga dokumentów zawierających wrażliwe dane, a ludzie się na to godzą - mówi Wojciech Wiewiórowski, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.
Dlaczego ludzie przedstawiają dokumenty? Boją się, że odmowa wyeliminuje ich z procesu rekrutacji.
Zmienić przepisy
GIODO uważa, że żądanie tego typu zaświadczeń jest wyłudzaniem danych i łamaniem prawa o ochronie danych osobowych. Chce, by rekrutacja do przedszkoli na rok 2011/12 odbywała się już na podstawie zmienionych przepisów w ustawie o systemie oświaty wykluczających dotychczasowe wymagania.
- Zwróciłem się do ministra edukacji oraz ministra spraw wewnętrznych i administracji. W ustawie o systemie oświaty muszą się znaleźć precyzyjne informacje o tym, jakie prawo ma gmina do zbierania danych o rodzicach tak, by uniknąć dowolności - mówi Wiewiórowski.
"Strasznie krępujące..."
Interwencja GIODO to efekt skargi pani Ani, która mieszka pod Białymstokiem i wychowuje samotnie córkę Karolinkę. W kwietniu po wypełnieniu kwestionariusza rekrutacyjnego do przedszkola została wezwana do przez dyrektorkę jedynej publicznej placówki w mieście.
- Kazano mi dostarczyć dowód na samotne wychowywanie dziecka, choć pani dyrektor mieszka w tym samym bloku co ja i zna historię mojego nieudanego małżeństwa - opowiada pani Ania. - Musiałam przynieść wyrok sądu o rozwodzie, w którym znajdowały się inne informacje np. jak będzie wyglądać opieka nad córką. Strasznie krępująca sytuacja - dodaje.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Źródło zdjęcia głównego: TVN24