- W skali narodu warto było jechać do Iraku. Do tego czasu armia była papierowa. Dziś dziesiątki tysięcy żołnierzy brało udział w tej trudnej misji i zdobyło rzeczywiste doświadczenie – twierdzi Tomasz Kloc, były saper ciężko ranny w Iraku.
- Każdy dzień był trudny. Każdy przejazd po irackich drogach, wykonanie zadań z rozminowaniem to stres – relacjonował gość „Magazynu 24 godziny”. - Najbardziej pamiętam dzień, gdy zdarzył się atak na mój patrol. Zaczęło się standardowo: odprawa, wyjazd na rozminowanie. Atak nastąpił w drodze. Zostaliśmy zaatakowani przy użyciu zakopanych przy drodze, zdalnie odpalonych bomb pułapek – opowiadał.
"Byliśmy pionierami"
Kloc był pierwszym tak ciężko rannym Polakiem, który przeżył. Przeszedł jeszcze w Bagdadzie, w amerykańskim szpitalu dwie poważne operacje. Do kraju przyleciał po kilku dniach od ataku. Później były miesiące leczenia i lata rehabilitacji. Do wojska już nie wrócił.
Pytany, jak armia zaopiekowała się rannym żołnierzem, odparł: - Na miarę ówczesnych możliwości. W Iraku byliśmy pionierami, trzeba było wielu rzeczy się uczyć, także na moim przykładzie. Gdy wróciłem do kraju, nie było odpowiedniej sanitarki, by mnie przewieść do szpitala. W polonezie nie mieściły się amerykańskie nosze, dopiero potem kupiono nowoczesne karetki – relacjonuje.
"Trzeba sobie radzić"
Kloc dostał odszkodowanie, choć nie bez problemów. Nie była to też suma porównywalna z amerykańskimi. - W nowej rzeczywistości człowiek musi umieć sobie radzić. Mam pretensje, ze moja wiedza i doświadczenie nie zostały do końca wykorzystane – podsumował.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24