Do końca tygodnia będzie wiadomo, czy prokuratorzy mieli prawo wydać zgodę na wykorzystanie przez Jacka Mąkę stenogramu z podsłuchu dziennikarzy C. Gmyza i B. Rymanowskiego. Zapowiedział to szef Prokuratury Krajowej Edward Zalewski. Prokurator ujawnił też, że śledczy z Wielkopolski zdecydują o ewentualnym wszczęciu śledztwa ws. możliwości popełnienia przez ABW przestępstwa.
Jak tłumaczył Prokurator Krajowy na popołudniowej konferencji prasowej zorganizowanej ws. podsłuchów dziennikarzy, jej "badanie" będzie wielowątkowe.
Podsłuchy do prokuratury
Jak ujawnił Zalewski, w ubiegły piątek Prokurator Generalny otrzymał drogą elektroniczną pismo od Cezarego Gmyza, w którym dziennikarz "Rzeczpospolitej" poinformował o możliwości podsłuchiwania dziennikarzy przez ABW. Prokurator Generalny skierował sprawę do szefa Prokuratury Krajowej. - Po analizie tego dokumentu uznałem, że jest to de facto zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa - powiedział Zalewski.
W związku z tym sprawę przekazał prokuratorowi apelacyjnemu w Poznaniu. Do niego trafi też zawiadomienie zapowiedziane przez Romana Giertycha. Śledczy z Poznania zdecydują, która prokuratura zajmie się sprawą.
Mieli prawo na wydanie zgody?
Drugi wątek, który zostanie zbadany, dotyczył będzie zgody Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie, prowadzącej sprawę Wojciecha Sumlińskiego, na wydanie akt (w tym stenogramów z podsłuchów) z tego śledztwa. - Badanie tej sprawy zostanie zakończone do końca tego tygodnia - zadeklarował Zalewski.
Prokurator nie chciał oceniać całej sprawy. Dopytywany przez dziennikarzy zaznaczał, że ograniczy się tylko do "przedstawienia suchych faktów". A one są wyjątkowo skąpe. Zalewski przyznał, że "w związku z zastrzeżeniami mediów" Prokuratura Krajowa zaczęła sprawdzać ile razy od 2007 roku prokuratury wydawały zgodę (w trybie art. 156 KK) na zapoznawanie się przez osoby "z zewnątrz" z materiałami śledztw. Zaczęła, ale nie skończyła.
Mało wiedzą (na razie)
- Dane cały czas do nas spływają. Na tę chwilę mogę powiedzieć, że takich zgód było przynajmniej kilkanaście. Wydawano je osobom prywatnym, dziennikarzom, parlamentarzystom, radcom prawnym, radcom prokuratorii generalnej, firmom ubezpieczeniowym - wyliczał prokurator.
Zalewski przyznał też, że nie widzi nic przeciwko temu, by opinia publiczna poznała dane dotyczące liczby podsłuchów zakładanych w Polsce. Problem w tym, że prokuratura takich statystyk nie prowadzi. Ich zebranie zajęłoby kilka tygodni. Trzeba będzie sprawdzić też, czy na ujawnienie takich danych zezwala obowiązujące prawo.
Dostęp był znikomy?
Zdaniem mecenasa Jacka Kondrackiego, statystyki wydawania zezwoleń na zapoznawanie się z materiałami śledztw, mogłyby wiele powiedzieć o sprawie Mąki i Gmyza. - Prokurator Zalewski nie powiedział, ile z tych zezwoleń zostało udzielonych osobom prywatnym, a ile sądom, służbom itp. Jeśli nawet wydano ich kilkanaście, to znaczy, że dostęp osób prywatnych w takich sytuacjach był znikomy lub nie było go wcale - powiedział prawnik TVN24. To budzi wątpliwości, dlaczego właśnie w tej sprawie zdecydowano się udostępnić akta osobie prywatnej.
Jacek Kondracki zwraca też uwagę, że odpowiedzialność karną powinna ponieść osoba, która wydała zezwolenie na skserowanie akt sprawy. - Prawo nie przewiduje bowiem takiej możliwości. Paragraf piąty artykułu 156 kodeksu postępowania karnego pozwala bowiem na wgląd do akt sprawy, ale nie ich kserokopiowanie - dodał prawnik.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24