Będzie postępowanie w sprawie upublicznienia przez dziennikarzy "Wprost" materiałów ze śledztwa dot. katastrofy smoleńskiej. Prokuratura zdecydowała też o wprowadzeniu ograniczeń w korzystaniu przez strony z akt śledztwa dotyczących katastrofy. Nie będzie można ich kserować, ani wykonywać fotokopii.
W komunikacie, który we wtorek po południu zamieszczono na stronie Naczelnej Prokuratury Wojskowej poinformowano, że postępowanie ma dotyczyć art. 241 Kodeksu karnego, który mówi o rozpowszechnianiu bez zezwolenia wiadomości z postępowania przygotowawczego. Czyn ten zagrożony jest karą do dwóch lat więzienia.
Chodzi o publikacje "Wprost" z której wynika, że dziennikarze tygodnika dotarli do 57 tomów akt śledztwa smoleńskiego. Według nich, z tych materiałów wynika m.in., że prokuratorzy poświęcają bardzo dużo energii badaniu hipotezy, czy gen. Andrzej Błasik siedział za sterami samolotu, o czym wcześniej pisał już portal tvn24.pl. O relacje gen. Błasika z załogami rządowych samolotów śledczy - jak napisano - wypytywali pilotów, ich rodziny, znajomych, łącznie kilkanaście osób. Dziennikarze powołują się przy tym m.in. na zeznania Magdaleny Protasiuk, wdowy po kpt. Arkadiuszu Protasiuku.
"To niebywałe postępowanie"
To wręcz niebywałe postępowanie ze strony prokuratury. Dawno już trzeba było bić na alarm, że tak się ogranicza wolność słowa w Polsce i że próbuje się pociągnąć dziennikarzy do odpowiedzialności za rzeczy, które oni powinni robić kruszynski o prokuraturze
- Opublikowanie niezweryfikowanych jednoznacznie, wybranych ustaleń śledztwa, nie tylko w sposób negatywny rzutuje na jego bieg, czy też dezinformuje opinię publiczną, ale może być także rozpatrywane przez pryzmat naruszenia praw pokrzywdzonych – dóbr osobistych rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej. Zawarte w artykule niektóre stwierdzenia stanowią de facto wskazanie osób rzekomo winnych katastrofy, jeszcze przed zakończeniem pracy organów Państwa, ustawowo powołanych do zbadania sprawy - napisano w komunikacie NPW.
- To wręcz niebywałe postępowanie ze strony prokuratury. Dawno już trzeba było bić na alarm, że tak się ogranicza wolność słowa w Polsce i że próbuje się pociągnąć dziennikarzy do odpowiedzialności za rzeczy, które oni powinni robić - komentuje całą sprawę w rozmowie z tvn24.pl karnista prof. Piotr Kruszyński.
"Obowiązkiem dziennikarza jest informować"
Publikując ten tekst mieliśmy świadomość, jakie są przepisy Kodeksu karnego. Natomiast prawda jest też taka, że obowiązkiem dziennikarza jest informować społeczeństwo. I jeśli uznajemy zgodnie, że jest to najważniejsze śledztwo w historii wolnej Polski, to myślę, że warto, by społeczeństwo jak najwięcej wiedziało o tej katastrofie i stąd nasza decyzja o publikacji krzymowski o artykule
Zaznaczył, że należy mieć świadomość, iż publikacja w tygodniku nie zawiera całego, zgromadzonego przez dziennikarzy materiału dot. śledztwa. - Dokonaliśmy pewnej selekcji, wybraliśmy te rzeczy, które nie naruszają godności ofiar z jednej strony, a jedynie wnoszą coś nowego do naszej wiedzy nt. wyjaśnienia przyczyn katastrofy - podkreślił, dodając, że w tekście nie zamieszczono np. szczegółów dotyczących stanu odnajdywanych zwłok.
- Jeśli chodzi o prokuraturę, to być może byłoby lepiej, żeby skupiła się nie na dociekaniu w jaki sposób dziennikarze weszli w posiadanie tych materiałów, tylko skupiła się i poświęciła całą swoją energię wyjaśnieniu przyczyn katastrofy - stwierdził. Zapowiedział, że jeśli wejdzie w posiadanie nowych materiałów na ten temat, "a na pewno będzie ich szukać", to także je opublikuje.
Koniec kserowania
W związku z całą sytuacją prokuratura podjęła też inną decyzję. W tym samym komunikacie czytamy, że "mając na względzie konieczność przeciwdziałania takim nieprawidłowościom oraz zapewnienia prawidłowego realizowania celów śledztwa opisanych w art. 2 Kodeksu postępowania karnego, prokuratorzy Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie prowadzący postępowanie zdecydowali, że akta będą udostępniane stronom postępowania bez możliwości wykonywania fotokopii oraz kserokopii".
Rzecznik Naczelnej Prokuratury Wojskowej Zbigniew Rzepa przekonuje, że to nie jest utrudnianie rodzinom dostępu do materiałów. - Będą nadal mogli skorzystać z tego swojego prawa, tylko nie będą mogli użyć środków technicznych do rejestracji - powiedział RMF FM.
Mecenas Rafał Rogalski, pełnomocnik kilku rodzin, twierdzi natomiast, że prokuratura, nie znając źródła przecieku, próbuje teraz ukarać wszystkie rodziny. - Nie może być tutaj stosowana zasada odpowiedzialności zbiorowej - podkreśla w rozmowie z RMF. Ponadto, zdaniem Rogalskiego, zakaz wykonywania ksero i fotokopii znów spowoduje kolejki rodzin przed prokuraturą i utrudni składanie kolejnych wniosków dowodowych.
"To skandaliczna decyzja"
- To jest skandaliczna decyzja. W XXI wieku zabranianie kopiowania akt poszkodowanym to jest coś niedopuszczalnego. W tych aktach jest wiele informacji zupełnie nieprzydatnych w śledztwie. Jeśli ktoś chciałby czytać całość tych akt w prokuraturze, to musiałby spędzić tam całe życie. Kopiowanie umożliwia to, że można to przejrzeć w wolnym czasie. Tyle, że wgląd do akt mają nie tylko rodziny i ich pełnomocnicy, a przede wszystkim prokuratorzy – mówi z kolei tvn24.pl Beata Gosiewska, wdowa po pośle PiS Przemysławie Gosiewskim.
Przeniosą materiały
Według nieoficjalnych informacji PAP wyłączone materiały trafią do warszawskiej prokuratury okręgowej. Prowadzi ona obecnie siedem postępowań (część z nich to już śledztwa, część jeszcze postępowania sprawdzające) dot. przecieków ze śledztwa ws. katastrofy smoleńskiej. Jak podkreślają prokuratorzy, dotyczą one jednak np. ujawnienia protokołów czy poszczególnych zeznań, a nie całościowo akt.
Źródło: PAP, tvn24.pl, RMF