Wizjoner stwierdził, że Piotr G. zabił za worek z pszenicą. Bioenergoterapeuta zaprzeczył. Świadkowie mylili się w zeznaniach. Ciała ofiary nigdy nie znaleziono. Po 13 latach od zbrodni ze skomplikowaną materią ponownie zmierzy się sąd I instancji.
Po pół roku od wyroku skazującego precedensowa sprawa Piotra G. oskarżonego o zamordowanie w 1998 r. Mirosława S. wraca do sądu I instancji - zdecydował Sąd Apelacyjny w Gdańsku. We wrześniu 2010 po rocznym procesie Sąd Okręgowy w Słupsku skazał Piotra G. na 14 lat więzienia.
Cała sprawa, zaczynając od absurdalnego motywu zbrodni, przez jej makabryczne przeprowadzenie, ukrycie ciała, jego tajemnicze zniknięcie i proces z udziałem dwóch jasnowidzów mogłaby posłużyć za scenariusz do filmu braci Coen.
O kobietę lub worek pszenicy
Ustalona w toku przewodu wersja zbrodni brzmiała następująco: 1 sierpnia 1998 r. Piotr G. uderzył Mirosława S. metalowym odważnikiem w głowę, potem kopnął w brzuch, a następnie, po przeniesieniu ciała do stodoły, ponownie uderzył go w głowę nieustalonym przedmiotem, już ze skutkiem śmiertelnym.
Do wszystkiego miało dojść na terenie gospodarstwa Piotra G. w powiecie człuchowskim. Motywem zbrodni mógł być albo zadawniony spór o kobietę, albo… kradzież worka z pszenicą przez Mirosława S.
Brak ciała
Zwłoki ofiary Piotr G. owinął później folią, obwiązał drutem i wywiózł konnym wozem do lasu, gdzie je zakopał. Mieli mu w tym pomagać mężczyźni, którzy tego samego dnia przyszli do oskarżonego na wino, a na procesie byli świadkami oskarżenia. Choć zeznania tych mężczyzn różniły się w takich szczegółach jak np. przebyta droga do lasu, to sąd ocenił, że sprzeczności te "nie dotyczyły istoty sprawy."
Józef D. powołując się na swoje wizje kategorycznie zaprzeczał przed sądem, by Piotr G. miał cokolwiek wspólnego z zabójstwem. Z kolei posługujący się wahadełkiem Marek G. w oparciu o jego wskazania jednoznacznie potwierdzał sprawstwo Piotra G. Przy wyroku sąd nie wziął jednak pod uwagę tych zeznań. Jasnowidze w precedensowej sprawie
Problem w tym, że ciała Mirosława S., mimo wskazania przez jednego ze świadków oskarżenia miejsca jego ukrycia i przeszukania terenu za pomocą koparki oraz georadaru, nigdy nie znaleziono.
Jasnowidze przed sądem
Kolejne precedensy miały miejsce na sali sądowej. Na świadków powołano mianowicie… dwóch jasnowidzów: wizjonera Józefa D. oraz bioenergoterapeutę Marka G. Mężczyźni niedługo po zaginięciu Mirosława S., wykorzystując swoje, jak twierdzili, nadnaturalne zdolności, prowadzili własne śledztwa w tej sprawie.
Józef D. powołując się na swoje wizje kategorycznie zaprzeczał przed sądem, by Piotr G. miał cokolwiek wspólnego z zabójstwem. Z kolei posługujący się wahadełkiem Marek G. w oparciu o jego wskazania jednoznacznie potwierdzał sprawstwo Piotra G. Przy wyroku sąd nie wziął jednak pod uwagę tych zeznań.
"Brak ciała nie stanowi przeszkody"
Ostatecznie słupski sąd uznał, że "brak ciała nie stanowi przeszkody w wydaniu merytorycznego rozstrzygnięcia, są inne obiektywne dowody świadczące o tym, że w taki a nie inny sposób osoba została pozbawiona życia." Ogłaszając wyrok sąd przyznał też, że nie ma materialnych dowodów zbrodni. Na odważnikach, którymi miał zostać uderzony Mirosław S., nie znaleziono żadnych śladów biologicznych ani krwi. Badania wariograficzne oskarżonego i mężczyzn, którzy mieli pomagać Piotrowi G. w pozbyciu się zwłok, ze względu na niejednoznaczność wyników sąd uznał za dowód posiłkowy.
Wynik oskarżonego - jak opisał to biegły - "zawierał emocjonalne ślady charakterystyczne dla osoby, która dokonała przestępstwa". Zaś wyniki świadków wskazywały na "znajomość przebiegu wydarzenia."
Nie przyznał się do winy
Piotr G. nigdy nie przyznał się do morderstwa. W procesie odpowiadał z wolnej stopy. Aresztowany został dopiero na sali sądowej po ogłoszeniu nieprawomocnego jeszcze wyroku. Jego obrońca mecenas Marcin Krysa powiedział, że w związku z rozstrzygnięciem sądu apelacyjnego będzie składał wniosek o uchylenie aresztu.
W sprawie zaginięcia i śmierci Mirosława S. prowadzono dwa śledztwa. Pierwsze wszczęto w 1998 r., niedługo po tym jak jego matka zgłosiła zaginięcie syna. Rok później umorzono je ze względu na niewykrycie sprawcy. Drugie wszczęto w 2007 r. po zebraniu nowych dowodów przez policjantów z "Archiwum X" Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24