- Porzuciłam dziecko z poczucia bezradności. Nie chciałam, by wróciło na Ukrainę - wyznała prokuratorom matka chłopczyka, porzuconego w święta przed krakowskim kościołem. Kobieta oświadczyła, że chce dalej opiekować się dzieckiem. Śledczy zdecydowali się wypuścić ją na wolność.
Stojący przed krakowskim kościołem wózek z półtorarocznym chłopczykiem zauważyli w poniedziałek wielkanocny przechodnie. Zawiadomili policję. Dopiero po tygodniu w pobliżu dworca PKP policji udało się ująć matkę dziecka.
Syn Polak, ale jednak Ukrainiec
37-letnia kobieta przyznała się do porzucenia dziecka. Jak wyjaśniła, syn miał się urodzić w Polsce i jego ojciec jest Polakiem. Przyszedł jednak na świat, kiedy kobieta przebywała na Ukrainie.
Szukając możliwości powrotu z dzieckiem do Polski, skorzystała z czyjejś rady, że okazją do zdobycia dokumentów dla chłopca będzie uznanie go przez rzekomego ojca Ukraińca. Jakiś mężczyzna uznał dziecko, a kobieta wróciła do Polski. Jednak jej syn był już obywatelem Ukrainy.
Kobieta poczuła się bezradna w skomplikowanej sytuacji prawnej. Usiłowała uzyskać pomoc. Jak twierdzi – w fundacjach w Warszawie i Krakowie, ale od nikogo takiej pomocy nie otrzymała. Nie otrzymała pomocy także od faktycznego ojca dziecka.
Kobieta chce opiekować się dzieckiem
Jedynie – jak wynika z jej wyjaśnień – krakowskie małżeństwo, widząc ją kiedyś zapłakaną w parku, wysłuchało jej i zaproponowało mieszkanie razem z dzieckiem. Jednak pod wpływem atmosfery świąt wielkanocnych i poczucia bezradności, kobieta zdecydowała się zostawić dziecko.
Według niej, zrobiła to w bezpiecznym miejscu, bo przed kościołem. Kobieta twierdzi, że kierowała nią obawa, by dziecko nie musiało wrócić na Ukrainę. Mówiła też, że chce się opiekować swoim synem i wychowywać go.
Krakowska prokuratura nie zastosowała żadnych środków zabezpieczających wobec matki dziecka. - Po złożeniu wyjaśnień w prokuraturze kobieta odzyskała wolność - poinformowała rzeczniczka prokuratury Bogusława Marcinkowska.
Ma stanąć jednak przed sądem. Za porzucenie dziecka, grozi jej kara do trzech lat pozbawienia wolności.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24