Ponad 1 mln 850 tys. razy w 2011 roku sięgano po informacje wynikające z naszych połączeń telefonicznych. To o kilkaset tysięcy więcej niż rok wcześniej. Państwowe instytucje sięgały m.in. po bilingi, często bez naszej wiedzy i zgody. Alarmujące statystyki Urzędu Komunikacji Elektronicznej ujawniają tvn24.pl prawnicy z Fundacji Panoptykon, zajmującej się problemem kontroli państwa nad społeczeństwem.
Okazuje się, że państwo coraz bardziej interesuje się z kim, jak często, gdzie i kiedy Polacy łączą się przez telefon. - Prokuratury, policja i służby, ale także i sądy zwracały się w ubiegłym roku o takie dane dokładnie 1 mln 856 tys. 888 razy - informuje nas prawniczka i prezes Panoptykonu Katarzyna Szymielewicz. Fundacja uzyskała te dane z UKE, do którego co roku przesyłają je operatorzy sieci komórkowych i stacjonarnych.
W 2011 roku sięgnięto po nasze dane telekomunikacyjne prawie o pół miliona razy więcej niż w 2010 roku i aż o 800 tys. więcej w stosunku do 2009. Katarzyna Szymielewicz
Pobili europejski rekord
Liczba informacji zbieranych o Polakach na podstawie połączeń telefonicznych rośnie z roku na rok. - W 2011 roku sięgano po nasze dane telekomunikacyjne prawie o pół miliona razy więcej niż w 2010 roku i aż o 800 tys. więcej w stosunku do 2009 – ujawnia Szymielewicz.
Fundacja Panoptykon odkryła, że w 2009 roku policja, sądy, prokuratura i służby ponad milion razy zbierały wiedzę o Polakach jaką można wyczytać z informacji o połączeniach telefonicznych. Już wtedy to był rekord na skalę Unii Europejskiej.
Sprawdzali gdzie jesteśmy
Czego chcą się o nas dowiedzieć służby, prokuratury i sądy? - Te instytucje zwracały się do operatorów sieci komórkowych i stacjonarnych przede wszystkim o wykaz połączeń, czyli bilingi. Ale także o miejsce, w którym znajdował się abonent, gdy jego komórka logowała się do BTS-u, czyli stacji bazowej. O moment rozpoczęcia połączenia i czas jego trwania. Pytania dotyczyły też wysyłanych smsów – tłumaczy dr Zbigniew Rau, były wiceszef MSWiA i oficer policji (obecnie szef Polskiej Platformy Bezpieczeństwa Wewnetrznego zajmującej sie m.in problemami bezpieczeństwa państwa we współpracy z MSW).
Dodaje, że taki zakres informacji przekazywany przez operatorów służbom i na potrzeby śledztw oraz procesów sądowych wynika z ustawy o prawie telekomunikacyjnym.
Polacy najgorzej traktowani
Polscy operatorzy mają obowiązek przez dwa lata przechowywać informację o tym kto, kiedy, gdzie i z kim się łączył i jak długo rozmawiał. Nazywa się to retencją danych. - Informacje o połączeniach zbiera się "na wszelki wypadek", a policja i służby mają do nich dość swobodny dostęp. Nie wiemy, w jakich konkretnie postępowaniach nasze dane są faktycznie wykorzystywane ani w jakim celu są pobierane od operatorów – mówi Szymielewicz.
Pozostałe kraje UE lepiej traktują swoich obywateli. Okres retencji danych wynosi najczęściej od 6 miesięcy do 1 roku. - Polskie prawo nie zabezpiecza obywateli przez nieuzasadnioną inwigilacją. Każdy z nas może znaleźć się na celowniku służb specjalnych, policji czy prokuratury, nawet nie będąc tego świadomym – uważa szefowa Fundacji Panoptykon.
Dziennikarzy i rozwodników
Szymielewicz podając przykłady takiej inwigilacji, wspomina o dziennikarzach, których źródła informacji rozpracowywała policja i służby specjalne w latach 2005 – 2007 i żandarmeria wojskowa w 2010 roku.
Rau z kolei spotkał się z przypadkami, gdy bilingów żądano na potrzeby spraw rozwodowych czy przyznania alimentów. - Są jednak też kategorie przestępstw, jak choćby stalking, czyli nękanie niechcianymi smsami i telefonami, których nie uda się wykryć bez uzyskania bilingów – dodaje dr Rau.
Prace stanęły
W Polsce działa dziewięć służb, które mają prawo stosować podsłuchy i korzystać z innych sposobów inwigilacji obywateli. Należą do nich m.in. policja, prokuratura, ABW i CBA.
Po ujawnieniu "rekordu" z 2009 roku i interwencji prawników z Panoptykonu premier powołał specjalny zespół pod przewodnictwem ministra Jacka Cichockiego, który miał przygotować prawo ograniczające retencję danych i ukrócić żądania służb i urzędów.
Dwa lata później rząd zaproponował zmiany, lecz po wyborach dalsze prace stanęły.
Potrzebne pilne zmiany
Interweniowała profesor Irena Lipowicz, Rzecznik Praw Obywatelskich, która zaskarżyła do Trybunału Konstytucyjnego nieprecyzyjne przepisy o pozyskiwaniu danych retencyjnych.
- Te przepisy należy pilnie zmienić tak, by dostosować je do art. 8 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka oraz do art. 49 i 51 Konstytucji RP, na podstawie których możliwe będzie zgodne z europejskimi standardami prawnymi wykorzystywanie, akwizycja i analiza danych retencyjnych – komentuje dr Rau.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu