28-letni Krzysztof K. podejrzany o gwałt na 11-letniej dziewczynce, ma na swoim koncie już cztery ofiary - ustalili reporterzy programu "Blisko ludzi" na antenie TTV. Mężczyzna, po odbyciu kary za ostatni gwałt, miał się zgłaszać na policję, ale tego nie robił.
Po raz pierwszy zaatakował dziecko w jednej z sąsiednich wsi, gdy był jeszcze nastolatkiem. Trafił za to do poprawczaka.
W 2002 r. także w okolicach miejsca zamieszkania skrzywdził 9-latkę. Jako 17-latek trafił za to do więzienia na 3,5 roku. Wyszedl i niemal natychmiast znowu zaatakował. Również 9-latkę w okolicy zamieszkania. Za gwałt na tej dziewczynce został skazany przez sąd w Wągrowcu na sześć lat.
Nie wiadomo, czy Krzysztof K. poddał się w więzieniu jakiejś terapii. Miał natomiast, po odbyciu kary, zgłaszać się dwa razy w miesiącu na policję. Okazało się jednak, że tak nie było. Sędzia Jacek Bytner z Sądu Rejonowego w Wągrowcu przyznał, że informacja o tym, że K. powinien się zgłaszać na komisariat, nigdy nie została wysłana przed sąd do policji.
Krzysztof K. wyszedł na wolność 1,5 roku temu. I prawdopodobnie znów zaatakował. Tym razem 11-latkę, którą miał zgwałcić w ubiegły piątek w jednym z wielkopolskich miasteczek.
W poniedziałek sąd aresztował K. na trzy miesiące. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Za gwałt i pedofilię grozi mu kara od 3 do 15 lat pozbawienia wolności.
Co z tą kastracją?
Sąsiedzi Krzysztof K. nie mają wątpliwości, że mężczyzna powinien być pod nadzorem policji i zostać poddany leczeniu.
Nie objęły go jednak przepisy o chemicznej kastracji, bo obowiązują one dopiero od czterech lat.
- W 2009 r. wprowadzono specjalny środek zabezpieczający, który umożliwa tzw. chemiczną kastrację, ale biorąc pod uwagę ogólne zasady prawa karnego, on może mieć zastosowanie wobec czynów popełnionych po 2009 r. Więc, jak na dzień dzisiejszy, jego zastosowanie jest niewielkie - mówi Michał Królikowski, wiceminister sprawiedliwości.
Autor: MAC/k / Źródło: TTV
Źródło zdjęcia głównego: tvn24