Matka Magdy będzie lepiej pilnowana w areszcie. Katarzyna W. po incydencie z detergentem trafiła do monitorowanej celi, gdzie będzie przebywać z dwoma innymi współosadzonymi. Stało się tak, choć areszt nie potraktował rzekomego połknięcia przez kobietę proszka do mycia naczyń jako próby samobójczej. Pogotowie, które przyjechało na miejsce, nie stwierdziło zagrożenia życia. - Nic się nie stało - podsumował dyrektor pogotowia.
Po incydencie z detergentem Katarzyna W. została przeniesiona do innej celi. Będzie w niej przebywać - jak powiedziała TVN24 Luiza Sałapa, rzeczniczka Służby Więziennej - do końca aresztu. - Jest w celi monitorowanej, dołożyliśmy jej jeszcze jedną współosadzoną, przebywa więc obecnie z dwiema kobietami - zaznaczyła Sałapa.
Jest w celi monitorowanej, dołożyliśmy jej jeszcze jedną współosadzoną, przebywa więc obecnie z dwiema kobietami Luiza Sałapa, rzeczniczka Służby Więziennej
Przez ostatnie dni Katarzyna W. przebywała w celi niemonitorowanej, z jedną osadzoną. Miała jednak od początku pobytu w areszcie założoną kartę osadzonego zagrożonego samobójstwem.
- Była objęta wzmożoną opieką psychologiczną i wychowawczą, a także ochronną - wyjaśniła rzeczniczka.
Nie stwierdzili zagrożenia życia
Do incydentu z detergentem doszło w poniedziałek rano w areszcie w Katowicach, w którym od soboty przebywa Katarzyna W.
- Podejrzana poprosiła o kontakt ze Służbą Więzienną. Powiedziała, że połknęła proszek do mycia naczyń, który jest na wyposażeniu celi. Rutynowo na miejsce wezwano pogotowie. Nie stwierdzono zagrożenia życia ani zdrowia podejrzanej - powiedziała rzeczniczka katowickiej prokuratury Marta Zawada-Dybek.
Zawada-Dybek dodała, że areszt nie potraktował tego jako próby samobójczej. - Prokuratura nie widzi obecnie potrzeby prowadzenia postępowania wyjaśniającego - podkreśliła.
Rzeczniczka Służby Więziennej Luiza Sałapa kategorycznie zdementowała natomiast doniesienia portalu gazeta.pl, który w poniedziałek wieczorem podał informację, że osadzona w celi katowickiego aresztu matka Magdy, Katarzyna W., próbowała popełnić samobójstwo. - To po prostu nieprawda - powiedziała.
"Byliśmy na miejscu po 2 minutach"
Również pogotowie ratunkowe nie stwierdziło, że życie Katarzyny W. było zagrożone. - O godz. 7.52 dostaliśmy zgłoszenie od pielęgniarki z aresztu przy ul. Mikołowskiej o podejrzeniu zatrucia. Byliśmy na miejscu po 2 minutach - powiedział powiedział TVN24 Artur Borowicz, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach.
Jednocześnie wyjaśnił, że zespół specjalistyczny z lekarzem stwierdził, że pacjentce nic nie jest. - EKG i rytm zatokowy miarowy, tętno 80 na minutę, saturacja 98, brzuch palpacyjnie niebolesny, objawy otrzewnowe ujemne, perelystyka zachowana. Generalnie nic się nie stało - doprecyzował dyrektor pogotowia.
Zaznaczył jednocześnie, że Katarzyna W. nie zgłasza żadnych dolegliwości, nie chciała też odpowiadać na pytania lekarza ani przyjąć żadnych leków.
Matka dziecka z zarzutami
Półroczna Magda zaginęła 24 stycznia. Początkowo jej matka utrzymywała, że dziewczynka została porwana.
W sprawę zaangażował się Krzysztof Rutkowski. To on w miniony czwartek nagrał swoją rozmowę z kobietą, podczas której powiedziała mu, że dziecko zginęło w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Katarzyna W. zeznała, że dziecko miało upaść na podłogę i uderzyć o próg w mieszkaniu. W piątek wieczorem - już policjantom - pokazała miejsce ukrycia zwłok Madzi.
W sobotę usłyszała zarzuty nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka i została aresztowana na dwa miesiące.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/Fot. East News/Agencja SE