- Błąd spowodowany zmęczeniem może kosztować życie. A piloci CASY byli w pracy 16 godzin, czego nie ma w raporcie. Powinno się sprawdzić, kto ułożył taki plan lotu - mówili goście "Magazynu 24 godziny". Ich zdaniem, tragedii winny jest przede wszystkim wadliwy system szkolenia i pracy pilotów.
- Tego nie ma w raporcie, ale ci piloci zaczęli pracę o 4 rano, a wypadek zdarzył się po 19. A więc byli już w pracy 16-stą godzinę i zrobili w tym czasie 10 lotów. Tylko po tak ciężkim dniu pracy można popełnić tak kardynalne błędy - tłumaczył pilot kpt. Wacław Wieczorek. Jego zdaniem fakt, że mieli w tym czasie kilkugodzinną przerwę, nie jest żadnym wytłumaczeniem. Pilot przypomniał również sytuację, kiedy rozbił się śmigłowiec z ówczesnym premierem Leszkiem Millerem na pokładzie. - Tam także pilot był w pracy kilkanaście godzin i tylko cudem udało się uniknąć tragedii.
- Praca pilota to nie jest praca biurowa. Trzeba by się dowiedzieć, kto ułożył taki plan lotu - dodał Wojciech Łuczak wydawca miesięcznika "Raport"
System do naprawy
Goście pytani o komentarz odnośnie decyzji ministra obrony Bogdana Klicha o wyciągnięciu konsekwencji wobec dowództwa obrony powietrznej powiedzieli, że to niewiele zmieni. Potrzebna jest raczej zmiana systemu szkoleń pilotów, nowe procedury, zakup symulatorów i zwiększenie liczby godzin w powietrzu.
- Co z tego, że kupujemy samoloty, skoro nie ma całej otoczki do tego? - pytał Wojciech Łuczak. - I to są problemy, które nawarstwiają się latami. Dowódca sił powietrznych gen. Andrzej Błasik tego samego dnia składał raport przed sejmową komisją obrony i powiedział tam, że kiedy obejmował swój urząd, zastał tam chaos - usterki samolotów, brak systemu szkoleń, potrzeba wyjazdów aż do Sewilli na ćwiczenia na symulatorze - przypomniał Łuczak.
Źródło: TVN24, Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24