- Wybieram Muzeum Powstania Warszawskiego, a decyzję, co do mojego mandatu pozostawiam marszałkowi Komorowskiemu - powiedział poseł Jan Ołdakowski. Według marszałka Sejmu, nie może on łączyć obu funkcji. Ekspertyzy prawne sprzed dwóch lat mówią co innego.
O sprawie mandatu posła PiS pisaliśmy już wczoraj. Jan Ołdakowski - poseł i dyrektor MPW w jednej osobie - relacjonował nam wczorajszą rozmowę z Bronisławem Komorowskim, który postawił mu ultimatum: albo w piątek do północy zrezygnuje z funkcji dyrektora muzeum, albo wygasi mu mandat.
Stanąłem dziś wobec pewnego rodzaju politycznego szantażu, wobec zmuszenia mnie, abym wybrał. I ja - wiedząc, że zaufali mi wyborcy, wiedząc, że spoczywają na mnie obowiązki wynikające z pracy z powstańcami, wiem jedno: dziś muszę wybrać Muzeum Powstania Warszawskiego, a decyzję o swoim mandacie pozostawiam panu marszałkowi Komorowskiemu. Jan Ołdakowski
- Wczoraj po południu usłyszałem od Komorowskiego, że będę musiał wybrać, a ekspertyzy prawne sejmowe i trzech niezależnych ekspertów straciły ważność - powtórzył Ołdakowski dziś na konferencji. - Marszałek Kmorowski powiedział, że jeśli nie wystąpię o czteroletni bezpłatny urlop, to wygasi mi mandat - dodał. Informację, że marszałek Sejmu sugerował dyrektorowi Muzeum urlop, potwierdził wczoraj szef Biura Prasowego Kancelarii Sejmu Jarosław Szczepański.
Potwierdził także, że przedstawił marszałkowi ekspertyzy sprzed dwóch lat i zwrócił się na piśmie o podanie podstawy prawnej sugestii Komorowskiego. W poprzedniej Ołdakowski łączył obie funkcje. W tym czasie, jak mówi, funkcję posła pełnił społecznie - nie pobierając pensji.
EKSPERTYZY PROF. ADAMA JAROSZYŃSKIEGO I PROF. MICHAŁA KULESZY EKSPERTYZA BIURA STUDIÓW I EKSPERTYZ PISMO MARKA JURKA DO JANA OŁDAKOWSKIEGO
Nelly Rokita: to zastraszanie i szantaż polityczny Już wczoraj Ołdakowski mówił, że całej sytuacji "nie sposób nie łączyć" z odwołaniem społecznych doradczyń prezydenta Lecha Kaczyńskiego - Nelly Rokity i Leny Cichockiej-Dąbkowskiej. Obie kobiety, które zrezygnowały ze stanowisk, po interwencji kancelarii nowego Sejmu, towarzyszyły dziś Ołdakowskiemu na konferencji prasowej.
Także one wystąpiły z pisemną prośbą o podanie podstawy prawnej, podanej im ustnie (przez telefon) informacji, że powinny zrezygnować z funkcji społecznego doradcy. - To nie było zatrudnienie, tylko funkcja czysto społeczna. Nie miałyśmy brać pieniędzy, ale świadczyć pomoc - mówiła Cichocka-Dąbkowska.
Dodała, że ona i Nelly Rokita zrezygnowały z doradzania prezydentowi i wybrały mandat poselski, bo się "poddały". - Mamy zobowiązania wobec wyborców. Jeśli to nie zostanie zakazane, będziemy w ramach przyjaźni pomagać prezydentowi - podkreśliła Cichocka-Dąbkowska.
- W moim wypadku, to jest po prostu szantaż polityczny. Każdy wie, że w ciągu tego krótkiego czasu udało mi się zrobić wiele dla spraw kobiet - mówiła zaś Nelly Rokita. - Zastraszanie to nie metoda. Znowu wyciągam rękę do posłów PO i Donalda Tuska i mówię: - Panie premierze, pracujmy razem. Nie dzielmy Polski, nie warto - dodała.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24