Walczyłem o to, by móc wyrażać poglądy, dlatego nie zgadzam się, żeby posłowie i senatorowie mieli zamykane usta. Dyscyplina partyjna ma swoje granice - powiedział w "Faktach po Faktach" senator Zbigniew Romaszewski, tłumacząc decyzję o opuszczeniu klubu PiS. Nie wykluczył jednak, że do niego wróci, jeśli tylko partia Jarosława Kaczyńskiego będzie go potrzebować.
Romaszewski opuścił klub parlamentarny PiS w reakcji na karę, jaką wymierzyły mu jego władze. Za głosowanie przeciwko uchyleniu immunitetu senatorowi Krzysztofowi Piesiewiczowi został zawieszony w prawach członka klubu (to samo spotkało też senatora Piotra Andrzejewskiego).
"Bo walczyłem w PRL-u..."
Mimo swojej decyzji, Romaszewski nie odcina się jednak od PiS-u. - Moich związków z klubem PiS jest dużo więcej, i nie dotyczą one tak błahej i osobistej sprawy, jak sprawa Piesiewicza. Zgadzam się z podstawową, partyjną linią PiS-u - stwierdził. I wyjaśnił jednocześnie, z czym się nie zgadza. - Z tym, żeby posłowie i senatorowie mieli zamykane usta i nie mogli - zagrożeni sankcjami - wyrażać swoich poglądów i przekonań - powiedział Romaszewski.
Jego zdaniem, dyscyplina partyjna ma swoje granice i dlatego akurat w przypadku immunitetu Piesiewicza miał prawo zagłosować zgodnie ze swoim sumieniem. - Większość życia przeżyłem w PRL-u i wiem, co to są naciski. Wiem, co to jest Sejm, który głosował poprzez podnoszenie rąk. Poświęciłem swoje życie i walczyłem o to, by mieć prawo wyrażać swoje poglądy, by to prawo mieli wszyscy ludzie - powiedział Romaszewski.
Romaszewski o tym, co paraliżuje Sejm
Według senatora, problem tkwi też nie tylko w zbyt szeroko pojętej dyscyplinie partyjnej, ale też w dziwnych zasadach, jakim rządzi się polski parlament. - Taka sama sprawa (jak Piesiewicza), która przydarzyłaby się posłowi PO czy PiS-u, pochodzącemu z małego miasteczka i jego nazwisko nie byłoby znane, nie stanowiłaby newsa. I to jest to, co paraliżuje nasz Sejm przed wypowiadaniem własnych, autentycznych poglądów - powiedział Romaszewski.
I podkreślił, że nie mógłby sobie dać zamknąć ust w sytuacji, kiedy zna prokuratorski wniosek o uchylenie Piesiewiczowi immunitetu. - Wniosek był skandaliczny. Nie można budować zarzutów w oparciu o pozostających w zmowie szantażystów - stwierdził. I dodał: - Ale to nikogo nie obchodziło, nikt mnie o nic nie pytał, nie prosił o konsultacje, nie próbował przekonać, że to szkodzi partii i może trzeba coś wspólnie wymyślić, żeby pogodzić stanowiska.
Jego zdaniem, w przypadku głosowania nad uchyleniem immunitetu Piesiewiczowi, PiS działało pod publiczkę. A polskiemu Sejmowi bliżej do pajdokracji niż demokracji.
Napisał do prezesa, w odpowiedzi kara
Romaszewski przyznał, że swoje stanowisko przedstawił w prywatnym liście do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. - Nie będę go powtarzał, ale zasadnicza kwestia była taka: czy ja taki, jaki jestem, jestem PiS-owi potrzebny. 12 lutego otrzymałem z kierownictwa klubu odpowiedź, że "nie" (został zawieszony w prawach członka klubu - red.) - powiedział senator.
A mimo to nie nie wyklucza, że do klubu wróci, jeśli PiS uzna, że go potrzebuje. - Bo mamy wiele wspólnych problemów. Jestem choćby zwolennikiem silnego państwa i polityki zagranicznej, którą prowadził PiS - wyliczył Romaszewski.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24