Cieknący strop, zniszczona podłoga, na dachu zalega śnieg. Dyrektor warszawskiego przedszkola zatrudniła specjalistyczną firmę do odśnieżenia i naprawy dachu. Niestety, jej pracownicy weszli na dach bez zabezpieczenia, narażając swoje życie. Takich sytuacji w Polsce jest coraz więcej - alarmuje Państwowa Inspekcja Pracy.
- Tak wygląd odśnieżanie dachu przedszkola w Warszawie przez przypadkowych pracowników bez żadnego zabezpieczenia - pisze na Kontakt TVN24 internauta "iakar58", załączając film.
Wypuszczając panów na dach widziałam, że na górę brali sprzęt zabezpieczający. dyrektorka przedszkola
Profesjonaliści - bezmyślni
Dyrektorka przedszkola w Warszawie zapewnia tymczasem, że firmę polecił wydział infrastruktury, gdy zgłoszono przeciekający strop. Jej pracownicy mieli najpierw zdjąć zalegający na płaskim dachu śnieg, a następnie naprawić uszkodzenia.
Wcześniej problemy z dachem dyrektorka zgłaszała do straży miejskiej. Strażnik polecił... żeby na dach wysłać z łopatą dozorcę. I choć do tego nie doszło, dach przedszkola i tak odśnieżono w sposób daleki od zachowania zasad bezpieczeństwa.
- Od państwa (tvn24.pl - przyp.) słyszę, że panowie nie wiedzieć czemu byli niezabezpieczeni. Wypuszczając panów na dach widziałam, że na górę brali sprzęt zabezpieczający - przekonuje dyrektorka.
Mieli, i co z tego
Właściciel firmy, która odśnieżała dach, zapewnia nas, że jego pracownicy to dekarze, więc mają wszystkie niezbędne badania lekarskie i szkolenia. Mieli też ze sobą zabezpieczenia. - Linki oczywiście dostali, buty też mieli odpowiednie.
Da się linkę, a pracownik ma swój rozum. Różnie jest. Jak jest stromo to się wiąże, jak jest płasko - nie chcą się wiązać. (...) Teraz już zawsze przypilnuję tego, taki ochrzan dostaną. właściciel firmy
Dlaczego więc ich nie użyli? Nadzorujący pracę właściciel mówi krótko: - Nie zawsze, wie pan, chcą się wiązać. Da się linkę, a pracownik ma swój rozum. Różnie jest. Jak jest stromo to się wiąże, jak jest płasko - nie chcą się wiązać.
Ale za ewentualną tragedię odpowiada właśnie pracodawca. - Zdaję sobie z tego sprawę. Tam jest płaski dach akurat, nie było zagrożenia. Ale oczywiście powinni się przywiązać. Teraz już zawsze przypilnuję tego, taki ochrzan dostaną - przekonuje.
"Tępić znieczulicę"
Zastępca Głównego Inspektora Pracy, dr Marian Liwo przyznaje, że podobnych sytuacji jest w Polsce wiele. - Mimo apeli naszych i w mediach, ciągle widzimy, że ludzie pracują na dachach bez zabezpieczeń, bez zaznaczenia strefy niebezpiecznej koło budynku.
Co gorsza nie brakuje również sytuacji, gdy do odśnieżania dachów zmuszani są np. dozorcy. A jak informuje dr Liwo, praca powyżej jednego metra, kwalifikuje się już jako praca na wysokości i wymaga specjalnych szkoleń i badań lekarskich, a ponad wszystko zabezpieczeń.
Nad pracownikami musi również zawsze być ustanowiony nadzór, w szczególności gdy wykonywana praca jest niebezpieczna. - Pracownicy często lekceważą obowiązek używania środków ochrony osobistej - uważając, że im to przeszkadza. Ale to nie tłumaczy pracodawcy.
Gdy dzieje się inaczej, kara i odpowiedzialność spada na właściciela firmy. A za łamanie prawa pracy w tym przypadku grozi nawet 30 tysięcy złotych grzywny. W razie tragedii – również kara pozbawienia wolności.
- Każdy z nas powinien zareagować widząc naruszenie prawa. Trzeba tępić znieczulicę i bezmyślność - podkreśla inspektor Marian Liwo.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: iakar58/Kontakt TVN24