W najbliższych eurowyborach wybierzemy o jednego deputowanego za mało. Możliwe, że za kilkanaście miesięcy będziemy musieli pójść do urn ponownie. Tak się stanie, jeśli w życie wejdzie Traktat z Lizbony, w którym dla Polski miejsc w Parlamencie Europejskim zapisane jest 51, a nie jak obecnie 50 miejsc.
Gdybyśmy dodatkowego posła wybrali już teraz, to mógłby rozpocząć pracę w parlamencie w lipcu tego roku. Na razie jako obserwator z prawem uczestnictwa w posiedzeniach, lecz bez prawa głosu do czasu wejścia w życie traktatu - pisze "Rzeczpospolita".
Tak się jednak nie stanie. Polscy posłowie, przygotowując zmiany w ordynacji wyborczej do PE, nie uwzględnili ewentualnych zmian, jakie przyniesie ewentualne uchwalenie Traktatu Lizbońskiego.
Podstawą czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego jest bowiem Traktat z Nicei, zgodnie z którym liczba mandatów wynosi 736, w tym 50 dla Polaków. Podział miejsc przyjęty wraz z Traktatem z Lizbony zakłada natomiast, że PE liczy 751 eurodeputowanych, w tym 51 polskich. Jednak dotychczas nie wszedł on w życie. Jeśli po udanym, planowanym na jesień powtórnym referendum w Irlandii Traktat zacznie obowiązywać podczas nowej kadencji, do grona eurodeputowanych ma zostać dokooptowanych kolejnych 18 posłów (z 10 krajów) w tym jeden Polak.
Zmiana będzie konieczna?
W efekcie do ponownego głosowania będzie potrzebna nowa ustawa, której napisanie - jak przewiduje w rozmowie "Rz" prof. Piotr Winczorek, prawnik z Uniwersytetu Warszawskiego - wcale nie będzie proste. – Z wyborem tego brakującego będą duże problemy. (...) Jak zdecydować, który z okręgów dostanie dodatkowy mandat, bo ogólnopolskich wyborów jednego posła sobie nie wyobrażam? – pyta Winczorek.
Do sprawy bardziej optymistycznie podchodzi prof. Stanisław Gebethner, znawca prawa wyborczego. – Sprawę da się załatwić bez kolejnego głosowania. Dodatkowym deputowanym będzie kolejna osoba z listy – mówi specjalista. Mimo, iż według Państwowej Komisji Wyborczej takiej sytuacji nie przewiduje ordynacja, to prof. Gebethner uważa, że w drodze wyjątku można przyjąć takie rozwiązanie.
Parlament chciał pomóc
Parlament Europejski już w maju w przyjętej rezolucji zachęcał, by kraje członkowskie w czerwcu wybrały dodatkowych posłów, którzy weszliby do PE w traktacie kadencji, po ewentualnym wejściu w życie Traktatu z Lizbony. - Tylko Hiszpania i Holandia podjęła odpowiednie kroki, by w czerwcowych wyborach wybrać na zapas dodatkowych eurodeputowanych, których przewidziano dla nich w Traktacie z Lizbony - powiedziały w czwartek źródła w PE. - Polska i Wielka Brytania nie podjęły takich kroków - dodał rozmówca. Zastrzegł, że PE nie zna sytuacji w pozostałych sześciu krajach, gdzie Traktat z Lizbony też zwiększa liczbę eurodeputowanych w stosunku do obowiązującego Traktatu z Nicei.
- PE wyraził życzenie, że chce przyjąć 18 obserwatorów z 10 krajów, ale dopiero, gdy Traktat z Lizbony wejdzie w życie - powiedziała rzeczniczka PE Majory van den Broker. - Staliby się pełnoprawnymi eurodeputowanymi dopiero po ratyfikacji przez wszystkie 27 krajów odpowiedniego protokołu o rozszerzeniu liczby posłów - dodała.
Van den Broker zastrzegła, że wciąż nie zapadła żadna decyzja, na jakich warunkach (np. finansowych) ci obserwatorzy mogliby zasiadać w PE, a życzenie, by ich przyjąć, zawarto w niewiążącej rządy państw UE rezolucji przyjętej na sesji w maju.
Źródło: rp.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24