Urządzenia, używane przy badaniu wraku w Smoleńsku, reagowały w analogiczny sposób podczas badań drugiego samolotu Tu-154M i podawały sygnały mogące wskazywać na obecność materiałów wysokoenergetycznych, w tym wybuchowych - poinformowała Naczelna Prokuratura Wojskowa.
Prokuratura wojskowa poinformowała w piątek, że w ostatnich dniach prokurator Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie, biegli z Zakładu Fizykochemii Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji oraz specjaliści z Centralnego Biura Śledczego przeprowadzili eksperyment "mający na celu sprawdzenie wskazań urządzeń wykorzystywanych w czynnościach przeprowadzonych w Smoleńsku"
- Do tego celu posłużył bliźniaczy do samolotu TU154M nr 101, samolot o numerze 102, znajdujący się w Mińsku Mazowieckim - zaznaczył rzecznik prasowy NPW płk Zbigniew Rzepa. Jak dodał, "badaniom poddano różne elementy samolotu Tu154M nr 102, w tym fotele załogi, pasy foteli załogi, pasy foteli pasażerów, salonkę".
Urządzenia reagowały pozytywnie
Jak czytamy w komunikacie NWP, podczas przeprowadzanych badań "wykorzystano te same specjalistyczne urządzenia, których biegli używali w trakcie pobytu w Smoleńsku", za pomocą których wykazuje się ewentualną "obecności związków chemicznych mogących stanowić materiały wysokoenergetyczne, w tym materiały wybuchowe". Wykorzystano do tego urządzenia Pilot-M, MO-2M oraz Hardened Mobile Trace.
"W wyniku przeprowadzonego eksperymentu rzeczoznawczego stwierdzono, że w niektórych miejscach, (...) urządzenia reagowały w analogiczny sposób jak w Smoleńsku, podając sygnały mogące wskazywać na obecność materiałów wysokoenergetycznych, w tym wybuchowych" - czytamy w komunikacie.
Prokurata Wojskowa zaznacza, że uzyskane wyniki nie mogą być traktowane "jako podstawa do wydania kategorycznej opinii o obecności materiałów wybuchowych lub wybuchu". "Są jedynie podstawą do dalszych specjalistycznych badań laboratoryjnych".
Próbki w Polsce jeszcze w grudniu?
Jak poinformowała NPW, badania próbek zabezpieczonych w Smoleńsku zostaną rozpoczęte zaraz po tym, jak trafią do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji. "Finalizujemy uzgodnienia ze Stroną Rosyjską dotyczące sprowadzenia do Polski próbek z wraku Tu-154M. Liczymy, że zostaną one przywiezione do kraju jeszcze w grudniu" - informuje Naczelna Prokuratura Wojskowa.
- Planujemy, że zakończenie badań próbek nastąpi w ciągu kilku miesięcy; do pół roku - zaznaczył rzecznik prasowy NPW płk Zbigniew Rzepa. Dodał, że wyniki laboratoryjnych badań próbek "stanowić będą tylko jeden z elementów opinii końcowej biegłych z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji".
Według prokuratury dopiero badania laboratoryjne zabezpieczonych podczas tych badań próbek będą mogły być podstawą do twierdzenia o istnieniu bądź nieistnieniu śladów materiałów wybuchowych - próbki te zostały zaplombowane i zabezpieczone; są obecnie w dyspozycji Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej.
Tydzień temu w rozmowie telefonicznej rosyjski wiceprokurator generalny Aleksander Zwiagincew zapewnił szefa polskiej prokuratury Andrzeja Seremeta o "daleko idącym wsparciu" w przyśpieszeniu realizacji wniosku w sprawie przekazania do Polski próbek z wraku Tu-154. Nie może on jednak przyspieszyć decyzji, bo wszystko zależy od postawy Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej, który prowadzi śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej, a podlega bezpośrednio prezydentowi Władimirowi Putinowi.
Kontrowersyjny artykuł
W końcu października "Rzeczpospolita" napisała, że śledczy znaleźli na wraku samolotu Tu-154M w Smoleńsku ślady trotylu i nitrogliceryny. Prokuratura wojskowa zaprzeczyła tym doniesieniom. Zaznaczyła, że znalezione ślady - podczas trwającego od połowy września do połowy października pobytu biegłych w Smoleńsku - mogą oznaczać obecność tzw. substancji wysokoenergetycznych. Trzeba jednak czekać na wyniki badań laboratoryjnych.
Autor: //mat/bgr / Źródło: PAP, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Joymaster