Nikt nie odpowie za uniemożliwienie prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu wylotu na unijny szczyt w Brukseli rządowym samolotem - stwierdził w TVN24 minister w Kancelarii Premiera Rafał Grupiński z PO.
Po politycznych przepychankach i kłótniach o samolot - nadszedł czas na wnioski. Jednak Kancelaria Premiera nie zamierza ponosić jakichkolwiek konsekwencji. - W tej sprawie nie sądzę, aby ktokolwiek musiał za to odpowiadać dlatego, że nie może być tak, że do Brukseli wylatują dwie delegacje - tłumaczył Grupiński. Jak dodał, udostępnienie prezydentowi samolotu byłoby "oficjalnym potwierdzeniem, że leci druga, o innych poglądach, delegacja do Brukseli". Według posła PO taka sytuacja byłaby kompromitująca.
Jak podkreślił Grupiński, decyzja, by samolot rządowy nie wracał z Brukseli po prezydenta "była decyzją przemyślaną" i "wspólną".
Nikt się nie przyznaje
Według czwartkowego "Dziennika", decyzja o nieprzyznaniu prezydentowi rządowego samolotu zapadła niemal w ostatniej chwili, na około godzinę przed wylotem premiera do Brukseli. Nikt się nie chce jednak przyznać do jej podjęcia.
Tuż po formalnym posiedzeniu rządu, odbyła się kilkunastominutowa narada, w której obok premiera udział brali obaj wicepremierzy, minister finansów, a także ministrowie z kancelarii premiera. Nie było na niej mowy o odmowie samolotu prezydentowi.
- To była formalnie moja decyzja - mówił gazecie szef kancelarii premiera Tomasz Arabski. Pytany, jak było faktycznie, odpowiada, że decyzja była "wspólna".
We wtorek Kancelaria Prezydenta otrzymała pismo od szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasza Arabskiego informujące, że Lech Kaczyński nie będzie mógł skorzystać z samolotu rządowego, bo ten pozostaje do dyspozycji premiera i delegacji rządowej przebywającej już w Brukseli. Według Arabskiego, rząd nie udzielił prezydentowi rządowego samolotu, ponieważ jest to prywatna podróż Kaczyńskiego.
"Ani nie pomógł, ani nie przeszkodził"
W opinii polityka PO, obecność prezydenta na szczycie ani nie pomogła, ani nie przeszkodziła. - Nie mógł wchodzić w szczegóły tych negocjacji, bo sprawy są stricte rządowe - uzasadniał Grupiński. Efekt był taki - jak mówił - że reprezentacja Polski co prawda została poszerzona o osobę prezydenta, ale nie została merytorycznie wzmocniona.
Skoro prezydent "nie zaszkodził" polskiej delegacji, to dlaczego tak uparcie odmawiano mu prawa do udziału w unijnym szczycie? - Potrzebny był taki mocny sygnał ze strony Kancelarii Premiera, że nie ma zgody na dwie polityki zewnętrzne ani wewnętrzne Polski w sytuacji, kiedy prowadzimy trudne rozmowy z partnerami - tłumaczył Rafał Grupiński.
Sekretarz stanu, pytany o komentarz do słów premiera skierowanych do prezydenta: "Chcieć to sobie możesz", stwierdził: - Nie sądzę aby premier użył tych słów i z tego, co wiem, ich nie użył.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24