- Nie może być tak, że działalność policji czy prokuratury jest sparaliżowana - mówił w TVN24 Zbigniew Ćwiąkalski o przypadku mężczyzny, który został zatrzymany ws. falszywych alarmów bombowych, a potem zwolniony. Mężczyzna zapowiada walkę o odszkodowanie. - Takie wypadki nie są rzadkością - zauważył b. minister sprawiedliwości.
W ubiegły wtorek po fałszywych alarmach bombowych w kraju sprawdzono 22 obiekty - szpitale, prokuratury, sądy, komendy policji, centra handlowe i teren przyległy do siedziby Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Ewakuowano ponad 2,7 tys. osób.
Tego samego dnia policja poinformowała o zatrzymaniu dwóch mężczyzn, mających mieć związek ze sprawą. W czwartek zostali zwolnieni. Teraz jeden z nich domaga się odszkodowania.
"Nie może być tak, że policja nie ma prawa nikogo zatrzymać"
- Na razie do tego jeszcze jest daleko, dlatego że najpierw musiałby poskarżyć się na zatrzymanie i dopiero sąd musiałby stwierdzić, że zatrzymanie było niesłuszne - mówił Ćwiąkalski.
Jak powiedział b. minister sprawiedliwości, to dopiero byłby "sygnał" do tego, że można ubiegać się o odszkodowanie. - Nie może być tak, że policja nie ma prawa nikogo zatrzymać, kogo podejrzewa i ma pewne przesłanki co do tego, żeby podejrzewać, że ktoś popełnił przestępstwo - podkreślił.
Najpierw sąd, potem odszkodowanie
Ćwiąkalski zaznaczył jednak, że jeżeli zatrzymanue mężczyzny było bezpodstawne, to ma prawo ubiegać się o zadośćuczynienie. - Musi się zażalić, dopiero wtedy sąd rozpatruje, czy to zatrzymanie było słuszne, czy niesłuszne. Takie wypadki nie są rzadkością. - zaznaczył. - Nie może być tak, że działalność policji czy prokuratury jest sparaliżowana - tłumaczył, dodając, że jeśli istniałyby przesłanki do zatrzymania, a policja bałaby się go dokonać z uwagi na potencjalne skargi i ewentualne odszkodowania - to byłoby tylko ze szkodą dla wszystkich.
Autor: nsz//kdj / Źródło: tvn24