- Stanowczo dementuję anonimowe próby obciążenia mnie odpowiedzialnością za przeciek i apeluję o dyskusję na temat profesjonalizmu służb specjalnych odpowiedzialnych za bezpieczeństwo Polski - to odpowiedź Piotra Kownackiego na informacje RMF FM, które podało, że to szef Kancelarii Prezydenta mógł pokazać "Dziennikowi" poufny raport ABW dotyczący incydentu w Gruzji.
Według RMF FM Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego ustaliła, skąd pochodzi wydrukowany w prasie dokument. Udało się to, ponieważ każdy egzemplarz raportu miał znaki szczególne. Dzięki temu wyszło na jaw, że przecieku dokonała osoba z Kancelarii Prezydenta. Później przestudiowano książkę wejść i wyjść, bilingi, a także logowanie się telefonów komórkowych do przekaźników. Jak się okazało, z dziennikarzami spotkał się właśnie Piotr Kownacki. Chwilę wcześniej pobrał materiały z kancelarii tajnej.
- Stanowczo oświadczam, że nie przekazałem dziennikarzom żadnych informacji objętych klauzulą tajności. Wyrażam jednocześnie ubolewanie, że celem rozpowszechniania tego typu informacji jest odwrócenie uwagi od meritum sprawy - napisał w oświadczeniu prezydencki minister. Sednem problemu jest, według szefa Kancelarii to, że w swoim raporcie ABW całą odpowiedzialnością za incydent w Gruzji obarczyła administrację prezydenta Saakaszwilego sugerując, że całe zajście było prowokacją strony gruzińskiej. - Dziś już powszechnie wiadomo, że tej tezy nie da się obronić - zaznaczył Kownacki.
Stanowczo oświadczam, że nie przekazałem dziennikarzom żadnych informacji objętych klauzulą tajności. pk
Każdy raport "szczególny"
Śledztwo w sprawie przecieku w listopadzie ubiegłego roku wszczęła Prokuratura Okręgowa w Warszawie. Prokuratorzy zajmujący się sprawą nie chcą komentować informacji. Przyznają jedynie, że śledztwo trwa a jego "celem jest ustalenie osób, które ujawniły treść tego raportu opinii publicznej". Już w grudniu pojawiły się jednak spekulacje, że autorem przecieku jest najprawdopodobniej ktoś z otoczenia prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ale nazwisko Kownackiego wtedy nie padło.
O tym, że śledztwo w sprawie przecieku zmierza do postawienia zarzutów konkretnym osobom, zapewniał wcześniej były już prokurator krajowy Marek Staszak. Na celowniku śledczych jest ponoć też wiceszef BBN Witold Waszczykowski, który również miał kontaktować się z dziennikarzami w związku z raportem ABW.
Prowokacja czy nie?
"Dziennik" ujawnił poufny raport ABW o przebiegu incydentu z podróży prezydenta Kaczyńskiego do Gruzji pod koniec listopada. Jeszcze w tym samym miesiącu Agencja zawiadomiła prokuraturę o wycieku niejawnych danych, a ta wszczęła śledztwo (opatrzone klauzulą niejawności). Jest ono prowadzone w oparciu o art. 266 Kodeksu karnego, który przewiduje karę od grzywny do trzech lat więzienia dla osoby, która ujawni tajemnicę osobie niepowołanej.
Według "Dziennika" w raporcie ABW stwierdza, że strzały w pobliżu samochodu, którym jechał prezydent Kaczyński, były gruzińską prowokacją. Polskie służby argumentują, że kiedy padła pierwsza seria z broni maszynowej, gruzińska ochrona w ogóle nie zareagowała, a prezydent Micheil Saakaszwili był trakcie zajścia był rozluźniony i uśmiechnięty.
Sekretarz rządowego kolegium ds. służb specjalnych Jacek Cichocki mówił po publikacji "Dziennika", że ten raport to "materiał roboczy" nowopowstałego Centrum Antyterrorystycznego ABW, a nie "ostateczne konkluzje".
Źródło: RMF FM, TVN24