Warszawska prokuratura wznowiła śledztwo w sprawie posiadania narkotyków przez Krzysztofa Piesiewicza. Przed tygodniem wygasł mu bowiem mandat senatora, a tym samym immunitet chroniący go w śledztwie.
Decyzja o podjęciu śledztwa zapadła 9 listopada. Ale dopiero z chwilą zaprzysiężenia nowo wybranych senatorów - co nastąpiło w ubiegły wtorek - wygasł jego mandat, i co za tym idzie, immunitet. Nieuchylenie przez Senat immunitetu Piesiewicza w lutym 2010 r. było przyczyną umorzenia śledztwa wobec senatora w marcu 2010 r. Już wtedy prokuratura zapowiadała wznowienie go w momencie, gdy immunitet wygaśnie.
- Będą wykonywane czynności, w tym przesłuchanie pana Piesiewicza - powiedziała Renata Mazur, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Wcześniej, w sierpniu, wiceszef prowadzącej ówczesne śledztwo Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Mariusz Piłat poinformował, że podejrzany zostanie wezwany na przesłuchanie. - Ponadto będzie miał prawo do składania własnych wniosków dowodowych - zaznaczył Piłat.
Podkreślił jednocześnie, że zdarza się, iż takie czynności czasem nie dają podstaw do kierowania aktu oskarżenia, choć - jak zaznaczał - materiały sprawy obecnie pozwalałyby na to.
Prokurator prowadzący śledztwo ws. Piesiewicza, Józef Gacek, mówił wcześniej, że z ekspertyz wykonanych na potrzeby śledztwa wynika jednoznacznie, iż senator zażywał kokainę. Za posiadanie narkotyków grozi do 3 lat więzienia.
Kompromitujące nagrania
W grudniu 2009 r. "Super Express" ujawnił film z udziałem ubranego w sukienkę Piesiewicza, nagrany w jego mieszkaniu przez Joannę D. Film - na którym słychać wulgarne komentarze kobiety - miał być dowodem, że senator posiadał i zażywał narkotyki.
Piesiewicz zaprzeczył, by zażywał narkotyki. Twierdził, że nie była to kokaina, ale sproszkowane lekarstwa. Zarazem przyznał, że zdarzało mu się zażywać narkotyki, ale wiele lat wcześniej.
Mówił, że Joannę D. poznał przypadkowo przed hotelem i kilka razy się z nią spotkał.
Spotkanie Piesiewicza z Joanną D. i striptizerką Joanną S. nagrano we wrześniu 2008 r., a potem kilka razy "odsprzedawano" politykowi.
Według mediów, senator miał w sumie zapłacić za nagrania ponad 550 tys. zł, m.in. w październiku 2008 r. za "odkupienie" taśm zapłacił 196 tys. zł nieustalonej do dziś kobiecie, podającej się za dziennikarkę.
Senator nie chciał wtedy ścigania szantażystów, a śledztwo w sprawie szantażu początkowo umorzono. Szantażyści jednak nie zrezygnowali. W 2009 r. Halina S., znajoma Joanny D., zadzwoniła za jej wiedzą do Piesiewicza, mówiąc, że pies "wygrzebał z ziemi płyty z nagraniami", na których opakowaniu miał być numer jego komórki.
Za niemal 40 tys. zł Piesiewicz "odkupił" od niej nagrania. Szantażyści ponownie zażądali jednak pieniędzy, zagrozili też upublicznieniem nagrań. Wówczas senator zawiadomił prokuraturę, która przygotowała zasadzkę. W listopadzie 2009 r. zatrzymano osoby wskazane przez Piesiewicza.
Zrezygnował ze startu w wyborach
W sierpniu br. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia skazał troje szantażystów senatora na kary po 1,5 roku więzienia. Zbigniew Sz. jest winny kierowania szantażem wobec senatora, a Joanna D. i Halina S. - wykonania tego czynu - uznał sąd. Wyrok nie jest prawomocny.
- W dniu dzisiejszym w mediach elektronicznych zostały nadal powielane materiały zarejestrowane w sposób nielegalny przez przestępców. W tej sytuacji rezygnuję z kandydowania do Senatu RP - oświadczył tego samego dnia Piesiewicz.
66-letni Piesiewicz jest z zawodu adwokatem. Był obrońcą w procesach politycznych w PRL, m.in. w procesie działaczy "Solidarności" i KPN. W 1985 r. był oskarżycielem posiłkowym w procesie oficerów SB sądzonych za uprowadzenie i zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki. Zasłynął jako współautor scenariuszy filmowych do 17 filmów Krzysztofa Kieślowskiego, m.in. "Bez końca", "Dekalog", "Podwójne życie Weroniki", "Trzy kolory". Był za nie wielokrotnie nagradzany, a scenariusz filmu "Trzy kolory - czerwony" był nominowany do Oscara. Senator od 1991 do 1993 r. (z listy PC) oraz ponownie od 1997 r. (początkowo z listy AWS, potem Bloku Senat 2001 i PO).
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24