Prokuratora nie ma wątpliwości: żołnierze mieli strzelać do cywilnych zabudowań, choć ze strony Afgańczyków nic im nie groziło. Dlatego postawiła im oraz ich dowódcom zarzuty łamania konwencji międzynarodowych. Dziennik "Polska" ujawnia szczegóły aktu oskarżenia siedmiu polskich żołnierzy oskarżonych w sprawie śmieci cywilów w Nangar Khel.
Cywile zamiast Talibów?
16 sierpnia 2007 r. żołnierze wyjechali w okolice Nangar Khel z rozkazem zniszczenia pozycji talibów. Ostrzelali jednak afgańską wioskę, bo dowódcy w ostatniej chwili zmienili polecenie - donosi w swoim sobotnio-niedzielnym wydaniu "Polska".
Taki zarzut postawiła prokuratura siedmiu naszym żołnierzom, którzy w ubiegłym roku mieli dopuścić się masakry cywilnej ludności afgańskiej.
Wersja prokuratury
Patrol złożony z żołnierzy dwóch plutonów zgodnie z oficjalnym rozkazem miał ostrzelać pięć wzgórz z punktami obserwacyjnymi bojowników talibskich.
Zdaniem prokuratury jeszcze w bazie część żołnierzy, w tym dowódca patrolu podporucznik Łukasz B., miała dostać jednak „na boku” inny rozkaz od kapitana Olgierda C. – ostrzelania trzech wiosek.
Oficjalny rozkaz zmieniono podczas akcji
"Polska" ujawnia, że według prokuratury - gdy po sprawdzeniu współrzędnych nowym celem okazały się dwie wioski Nangar Khel i Konatay - dowódca drugiej części patrolu Artur P. miał odmówić wykonania rozkazu.
Inny oficer, który był w rejonie akcji, Maciej N., gdy zobaczył, że pociski spadają na cywili, zaalarmował bazę, by zatrzymać ostrzał.
Obrońcy żołnierzy odrzucają wersję prokuratury
– Nie czytałem aktu oskarżenia. W sądzie odmówiono mi jego wydania. Mimo to uważam, że postępowanie prokuratury było prowadzone jednostronnie – mówi gazecie "Polska" adwokat Jacek Kondracki, obrońca Łukasza B.
Prawnik zarzuca prokuraturze, że z góry przyjęto tezę o winie żołnierzy i trzeba było znaleźć dowody. Pominięto na przykład materiał wywiadu USA świadczący jego zdaniem, że w okolicy Nangar Khel znajdowali się talibowie.
Źródło: "Polska", APTN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24