O władzy PiS na Dolnym Śląsku zdecydowali bezpartyjni radni. W negocjacje w tym rejonie - na polecenie Jarosława Kaczyńskiego - włączył się Michał Dworczyk, szef kancelarii premiera. - Potrafi prowadzić rozmowy tak, że się dogaduje. Nie wiem, na czym to polega - chwali go Adam Lipiński, wiceszef Prawa i Sprawiedliwości. Materiał magazynu "Czarno na białym".
Szef kancelarii premiera Michał Dworczyk był głównym partyjnym negocjatorem porozumienia Prawa i Sprawiedliwości z samorządowcami na Dolnym Śląsku. Jak mówi w rozmowie z reporterem "Czarno na białym", do roli negocjatora wyznaczył go Jarosław Kaczyński.
Już dzień po ogłoszeniu wyników wyborów samorządowych Dworczyk i wiceprezes partii Adam Lipiński rozpoczęli negocjacje, które trwały jednocześnie we Wrocławiu i w Warszawie. W sejmiku dolnośląskim ani Prawo i Sprawiedliwość, ani Koalicja Obywatelska nie zdobyły samodzielnej większości. Kto będzie rządził, zależało od tego, kto przeciągnie na swoją stronę sześciu bezpartyjnych samorządowców.
Podpisał się jako poseł i minister
- To nie jest porozumienie między rządem a Bezpartyjnymi Samorządowcami - podkreśla Dworczyk. Jak zaznacza, gdyby nie pieniądze zagwarantowane przez rząd, "byłyby mniejsze szanse w zabiegach o realizacje zapisów, które są w tym porozumieniu".
Porozumienie było partyjne, ale pod dokumentem Dworczyk podpisał się i jako poseł, i jako minister. W zamian za przystąpienie bezpartyjnych do koalicji PiS zobowiązało się do wsparcia przez rząd rozbudowy dróg, obniżki podatku miedziowego oraz inwestycji w ochronę zdrowia i sport.
Porozumienie tej treści zostało zawarte 13 listopada, a Dworczyk miał być gwarantem jego realizacji. Tydzień po podpisaniu umowy pojawił się na sesji sejmiku, na której wybierano władze.
W tym czasie opozycja przekonywała, że kluczowy punkt porozumienia samorządowców z ministrem Dworczykiem jest bez pokrycia.
"Służbowe spotkanie z wojewodą"
Reporterowi "Czarno na białym" TVN24 udało się ustalić, że zanim negocjator prezesa PiS przyjechał na obrady samorządu województwa, odbył jeszcze jedną nocną podróż pustym samolotem do Wrocławia.
- Musiałem odbyć służbowe spotkanie z wojewodą, było to w ramach moich obowiązków. Takie sytuacje od czasu do czasu się zdarzają - tłumaczy Dworczyk w odpowiedzi na pytanie, dlaczego jako jedyny pasażer poleciał wyczarterowanym samolotem na 80 osób. Kosztowało to kilkadziesiąt tysięcy złotych.
Wojewoda nie potwierdził, czy doszło do takiego spotkania. Nie odpowiedział na pytania wysłane przez reportera "Czarno na białym".
Tym samym samolotem Dworczyk wrócił do Warszawy. Przyznaje, że koszt tej podróży wyniósł w granicach 30-40 tysięcy złotych. - Podkreślam, to są dane szacunkowe - dodaje. Wyjaśnia, że poza spotkaniem z wojewodą odbył rozmowy jeszcze z kilkoma innymi osobami. Nie potwierdza, czy były to spotkania z przedstawicielami Bezpartyjnych Samorządowców.
Po nocnej wizycie ministra, kolejnego dnia - w poniedziałek 19 listopada - odbyło się pierwsze posiedzenie sejmiku dolnośląskiego. Opozycja chciała odroczyć obrady. Przekonywała, że kluczowy punkt porozumienia bezpartyjnych z Dworczykiem jest bez pokrycia. A chodziło o obniżkę podatku miedziowego, która powinna znaleźć się w projekcie budżetu państwa.
Dworczyk brał udział w posiedzeniu. Zajął miejsce obok wojewody dolnośląskiego.
Kolekcjoner pocisków artyleryjskich
Reporterzy "Czarno na białym" w reportażu, przedstawiającym postać ministra Dworczyka, przypomnieli również pewien epizod sprzed niemal 20 lat.
W 1999 roku na warszawskim Solcu ewakuowano jeden z bloków, a ulica została zablokowana na kilka godzin. W piwnicy znaleziono artyleryjskie pociski z II wojny światowej. Policja szybko ustaliła tożsamość właściciela piwnicy. Był nim 24-letni wówczas Michał Dworczyk.
W rozmowie z reporterem "Czarno na białym" minister zapewnia, że pociski były nieuzbrojone, "co wykazały wszystkie ekspertyzy, że nie mogły nic nikomu zrobić".
- Niemniej to przechowywanie pocisków było złamaniem prawa - przyznaje.
Kolekcjoner Dworczyk przyznał się i usłyszał wyrok - półtora roku więzienia w zwieszeniu na trzy lata. Co ważne, wyrok się już zatarł i dziś szef kancelarii premiera jest osobą niekaraną.
- Żałuję, że zrobiłem problem. Poniosłem tego konsekwencje wówczas, a do końca życia będę je ponosił w takich sytuacjach, jak ta dzisiaj, kiedy ta historia jest przypominana - mówi Dworczyk.
Bliska współpraca z Macierewiczem
W 1999 roku ręczyli za niego znajomi, w tym poseł Antoni Macierewicz, który prosił sąd, by ten nie stosował wobec Dworczyka tymczasowego aresztu.
W aktach sprawy Dworczyka, do których dotarli dziennikarze "Czarno na białym", figuruje pismo Macierewicza do sądu.
"Pan Michał Dworczyk jest harcerzem, społecznikiem i wychowawcą cieszącym się bardzo dobrą opinią (...) Podkreślam, że znam Pana Michała Dworczyka od jak najlepszej strony" - czytamy w dokumencie.
- Znał mnie z działalności harcerskiej, ponieważ miał córkę w moim wieku, stąd się znaliśmy - wyjaśnia w rozmowie z "Czarno na białym" szef KPRM.
Kilkanaście lat później byli najbliższymi współpracownikami w Ministerstwie Obrony Narodowej. Macierewicz był ministrem, a Dworczyk - przez kilka miesięcy - jego zastępcą.
- Czy znajomość z ministrem Macierewiczem miała wpływ na to, że trafiłem do MON-u? Zapewne miała, w takim znaczeniu, że pan minister, znając mnie, dał mi kredyt zaufania - przyznaje były już wiceminister.
"To mogło zaważyć na ich relacjach"
Dworczyk na początku 2018 roku, na polecenie nowego premiera Mateusza Morawieckiego, zawiózł do Pałacu Prezydenckiego wniosek o dymisję swojego niedawnego szefa Antoniego Macierewicza.
- Michał Dworczyk odszedł z ministerstwa obrony do kancelarii premiera i fakt, że wiózł tę dymisję, był dość symboliczny - twierdzi Anna Gielewska z "Wprost", autorka artykułu o Michale Dworczyku. Jak dodaje, "to nie było łatwe dla Antoniego Macierewicza".
- A on jest pamiętliwy i myślę, że to mogło zaważyć na ich relacjach - przyznaje Gielewska.
Dworczyk w rozmowie z reporterem "Czarno na białym" mówi, że w związku z tym wydarzeniem nie umawiał się z Macierewiczem na "prywatne rozmowy o życiu osobistym".
- To nie jest polityka, relacje między znajomymi to są relacje prywatne - zaznacza. Dopytywany, czy nadal są znajomymi z Macierewiczem, unika odpowiedzi.
- Już powiedziałem wszystko, co miałem do powiedzenia - ucina.
"Osoba niesamowicie pracowita, niesamowicie zdeterminowana"
Wiceprezes partii Adam Lipiński pytany, czy Dworczyk to "człowiek Macierewicza w PiS", odpowiada: - Nie, tak bym nie powiedział, absolutnie.
Lipiński jest najbliżej w politycznych relacjach z Dworczykiem. Poznali się ponad dekadę temu, gdy organizowali obserwatorów dla wyborów na Ukrainie w 2004 roku.
- Osoba niesamowicie pracowita, niesamowicie zdeterminowana, która potrafi się niesamowicie poświęcić - mówi o Dworczyku wiceszef PiS.
Później Dworczyk doradzał także premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu w pierwszym rządzie Prawa i Sprawiedliwości. To on organizował w 2013 roku wyjazd prezesa na kijowski Majdan.
- Dla mnie zaszczytem jest, że pracuję tu, gdzie pracuję, że premier Morawiecki mnie obdarzył zaufaniem, że byłem rekomendowany przez prezesa Kaczyńskiego - podkreśla Dworczyk.
"Fenomen dobrych negocjatorów"
Gielewska twierdzi, że Dworczyk "swoją skuteczność polityczną pokazał przy okazji ostatnich negocjacji do sejmiku". Dworczyk i Lipiński razem negocjowali porozumienie z bezpartyjnymi samorządowcami i razem odbili Grzegorzowi Schetynie matecznik Platformy Obywatelskiej.
- Potrafi prowadzić rozmowy tak, że się dogaduje. Nie wiem, na czym to polega. To jest fenomen dobrych negocjatorów - mówi Lipiński o Dworczyku.
Autor: tmw,ads//now / Źródło: tvn24