Nowy szef PSL Janusz Piechociński nie spotka się dziś z byłym prezesem partii Waldemarem Pawlakiem gdyż, jak stwierdził w rozmowie z TVN24, "jest niedziela i Waldek też ma swoje sprawy". Przyznał jednocześnie, że "dzisiejszy wieczór będzie bardzo długi" i polityczny.
Piechociński miał się spotkać z Jarosławem Kalinowskim dziś po południu, jednak przełożył to na później bo, jak przyznał, "nie można pod taką presją mediów obradować, kiedy przyjaciele się spotykają i chcą po prostu wypić herbatę". - Trochę uciekamy przed wami, bo dosyć tych sensacji. Te plus 17 (tyloma głosami wygrał z Pawlakiem - red.) dla Piechocińskiego to na pewno jest sensacja. Ja byłem dobrej wiary i nadziei, wy nie do końca wierzyliście, konkurencja mówiła, że to będzie 20, 30 proc., a później z dnia na dzień przed kongresem rosło i urosło - mówił nowy szef PSL.
Przyznał z kolei, że dzisiejszy wieczór będzie mu się dłużył, gdyż późnym popołudniem idzie na imieniny do siostry, a potem będzie miał "długi, niestety polityczny wieczór". Nie chciał jednak powiedzieć z kim i gdzie będzie się wieczorem spotykał. "Waldek też ma swoje sprawy"
Pewnym jest jednak, że Piechociński nie spotka się dziś wieczorem z byłym prezesem PSL Waldemarem Pawlakiem. - Jest niedziela, są rodzinne obchody, Waldek też ma swoje sprawy. Spokojnie, nie dawajcie takiego tempa. My się przyjaźnimy, lubimy, rozumiemy, ale weszliśmy na taki kolizyjny kurs w rywalizacji o jedno miejsce, kiedy jest dwóch kandydatów. Nic się nie stało - zapewnił Piechociński.
Nowy szef PSL zaznaczył też, że dla niego wygrana, to nie tylko radość, ale głównie "gigantyczne zobowiązanie". Podkreślił też, że jest potwornie zmęczony i nie do końca dociera do niego to, co się stało. Piechociński podziękował jednocześnie Pawlakowi za "wspólną przygodę". - To jest pierwsza w rzeczywistości polityki partyjnej otwarta, racjonalna, spokojna, merytoryczna rywalizacja, nie walka, za co Waldkowi serdecznie dziękuję, że taką przygodę mieliśmy razem - mówił.
Nie chce do rządu Zapytany, czy jego zdaniem Pawlak zmieni zdanie odnośnie podania się do dymisji i zrezygnowania z funkcji wicepremiera i ministra gospodarki nowy szef PSL uznał, że on "patrzy na to inaczej".
- Jesteśmy ludźmi odpowiedzialnymi i to nie jest tak, że nasze decyzje są tylko pochodną mojej sytuacji. W takich chwilach zdaje się test na wielką odpowiedzialność. Teraz jest ona nie tylko przed nowym prezesem PSL, ale także tym byłym - wyjaśnił Piechociński.
Jak dodał, Pawlak zapewne "ma przed sobą wielkie powroty i wielkie funkcje w służbie państwowej, być może też poza rubieżami kraju". Zdaniem prezesa PSL dziś ważne jest, że Polska "jest w pewnym procesie, który toczy się poza granicami kraju", w którym potrzebny jest nam "wicepremier, minister gospodarki ze znanym sobie profesjonalizmem i wiedzą o tych mechanizmach", czyli Waldemar Pawlak.
W związku z tym zapewnił, że będzie przekonywał premiera Donalda Tuska i byłego szefa PSL "żeby w tej perspektywie przynajmniej wiosną przyszłego roku mieć świadomość, że w tym składzie rząd, zasilony dodatkowym wsparciem parlamentarnym i ekspertami, a także życzliwością naszych europosłów, że powinien stanowić taką mocną pięść dla racjonalnych działań i osiągania tych celów, które przed sobą stawiamy".
W rozmowie z TVN24 zadeklarował także, że "nie będzie wnosić do Tuska o zmianę jakiegokolwiek ministra z PSL". - Budujemy tę drużynę parlamentarną, budujemy tę drużynę rzadową i wzmacniamy je o zakres ekspertów. A ja muszę na nowo poukładać drużynę polityczną, bo trzeba znaleźć więcej życzliwości w społeczeństwie dla tych dylematów i tych wyzwań, które stoją przed koalicją rzadową - wytłumaczył.
"Do później nocy miałem zablokowany telefon"
Piechociński pytany, ile telefonów odebrał po wczorajszym zwycięstwie odpowiedział, że "aż strach pomyśleć". Nawet podczas rozmowy z reporterem TVN24 jego telefon nie milknął.
- Wczoraj do późnej nocy miałem zablokowany telefon, nawet nie mogłem kasować nadchodzących smsów - mówił prezes PSL. O tym, dlaczego telefon Piechocińskiego wciąż dzwoni może świadczyć fakt, że wszyscy delegaci na kongres PSL dostali od niego osobiście jego numer, nie tylko na czas kongresowy, ale też przed i po nim. Poseł podkreślił też, że także i do tej pory, podczas kampanii był "mocno obciążony". - To było kilkaset telefonów, setki maili do obsłużenia dziennie. Ten adres janusz@piechocinski.pl z różnych względów był, jest i będzie pewnie bardzo popularnym mailem. Jeszcze nie zaglądałem na swój home ile tam tysięcy jest, ale mój asystent obserwujący portale społecznościowe mówi, że jest tego dużo - tłumaczył Piechociński.
Autor: dp/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24