Z odpowiedzi resortu finansów na interpelację wynika jasno, że Marian Banaś, obecny prezes Najwyższej Izby Kontroli, kiedy był wiceministrem finansów, dostał rekordowo wysoką nagrodę - prawie 70 tysięcy złotych - powiedział poseł PO-KO Cezary Tomczyk. Dodał, że "do dzisiaj nie mamy informacji, czy pan Marian Banaś - zgodnie z deklaracjami władz PiS-u - te pieniądze oddał".
Poseł klubu Platformy Obywatelskiej - Koalicji Obywatelskiej Cezary Tomczyk przedstawił w poniedziałek na konferencji w Sejmie odpowiedź na interpelację, podpisaną przez wiceministra finansów Leszka Skibę.
- Wynika z niej jasno, że Marian Banaś, kiedy był wiceministrem finansów, dostał rekordowo wysoką nagrodę - prawie 70 tysięcy złotych - przekazał Tomczyk.
Jak czytamy w odpowiedzi resortu, Banaś w 2016 roku otrzymał nagrody w wysokości 16 tysięcy złotych, a w 2017 roku 51,4 tysiąca złotych.
Banaś do grudnia 2016 był podsekretarzem stanu w resorcie finansów, później awansował na sekretarza stanu. Tę funkcję sprawował do czerwca 2019 roku, kiedy został mianowany szefem ministerstwa.
"Pytanie, czy nagroda jest za to, że Banaś wpuścił do ministerstwa mafię VAT-owską"
Tomczyk powiedział na konferencji, że "nagroda była przyznana wtedy, gdy w ministerstwie działała mafia VAT-owska". Odniósł się w ten sposób do informacji, jakie ujawniła "Rzeczpospolita". Dziennik napisał o toczącym się od dwóch lat śledztwie w sprawie wyłudzeń podatku VAT dokonywanych przez grupę przestępczą, którą mieli kierować wysocy urzędnicy resortu finansów.
- Trzeba zadać pytanie, czy nagroda jest za to, że pan Marian Banaś wpuścił do ministerstwa mafię VAT-owską, która wyłudziła ponad pięć milionów złotych ze skarbu państwa - powiedział poseł.
Wskazywał też, że "do dzisiaj nie mamy informacji, czy pan Marian Banaś - zgodnie z deklaracjami władz PiS-u - te pieniądze oddał". Po wybuchu afery dotyczącej nagród dla ministrów w rządzie Beaty Szydło szefowie resortów mieli je zwracać, wpłacając pieniądze na Caritas.
Hotel na godziny
Sprawie Mariana Banasia i jego oświadczeniom majątkowym był poświęcony wyemitowany 21 września reportaż "Superwizjera". Dziennikarz Bertold Kittel przyjrzał się kamienicy w krakowskim Podgórzu, którą do oświadczeń majątkowych wpisywał prezes Najwyższej Izby Kontroli. Kittel trafił na prowadzony tam hotel na godziny i spotkał przestępcę skazanego prawomocnym wyrokiem. Odbył on w obecności reportera rozmowę telefoniczną, twierdząc, że rozmawia z Banasiem. Po publikacji reportażu prezes NIK przyznał, że rzeczywiście odebrał ten telefon i tłumaczył, że wynajął kamienicę synowi tego mężczyzny.
W ostatnim upublicznionym oświadczeniu majątkowym Banaś zadeklarował, że z wynajmu dwóch mieszkań i 400-metrowej kamienicy w 2018 roku zarobił nieco ponad 65 tysięcy złotych. To oznacza średni miesięczny dochód w wysokości 5475 złotych.
To niska kwota, bo za wynajem samej kamienicy w takiej krakowskiej lokalizacji, według lokalnych biur nieruchomości, mógłby uzyskać co najmniej trzy razy więcej, około 15 tysięcy złotych miesięcznie.
W rozmowie z państwową telewizją Banaś przekonywał, że "niższa cena [najmu - przyp. red.] wzięła się stąd, że ta kamienica miała być kupiona na podstawie umowy przedwstępnej i w finale, przy rozliczeniu, ta cena miała być wyrównana".
Po emisji reportażu Banaś udał się na bezpłatny urlop, z którego powrócił 17 października.
Kontrola CBA i wyjaśnienia Banasia
Od 16 kwietnia Centralne Biuro Antykorupcyjne prowadziło kontrolę oświadczeń majątkowych Banasia. Zakończyło ją 16 października. Postępowanie objęło dokumenty złożone w latach 2015-2019, gdy był on kolejno wiceministrem i ministrem finansów, a potem prezesem NIK.
Banaś w siedmiodniowym terminie skierował wyjaśnienia do zastrzeżeń zawartych w protokole CBA. Jak ustalił portal tvn24.pl, uwagi prezesa NIK do raportu dotarły do Biura. Liczą kilkanaście stron.
"Wszystkie moje nieruchomości nabyłem na podstawie aktów notarialnych w sposób uczciwy i zgodny z prawem, w tym kamienicę, która stała się powodem ataku na mnie" - przekonywał prezes NIK.
Zaznaczył również, że przekazał dzierżawcy numer telefonu na wypadek konieczności nagłego kontaktu. "Z oburzeniem przyjmuję fakt łączenia mojej osoby z człowiekiem przedstawianym w reportażu filmowym jako ojczyma dzierżawcy [tak w oryginale - red.] oraz braćmi tego mężczyzny, których nigdy nie spotkałem i nie znam. Nie miałem wpływu na to, komu dzierżawca kamienicy udostępnił numer mojego telefonu. Kiedy zorientowałem się, że rozmawiam z osobą niebędącą dzierżawcą przerwałem połączenie" - napisał Banaś.
Autor: ads//now / Źródło: tvn24