Najważniejsze jest to, żebyśmy wszyscy czuli obowiązek reagowania - podkreśliła w rozmowie z TVN24 psycholog dziecięca doktor Aleksandra Piotrowska. Na podstawie historii dziesięcioletniego dziecka z Lubonia, które - doświadczając przemocy w domu - samo zgłosiło się na policję, tłumaczyła, jak możemy reagować. - Sąsiedzi, nauczyciele, lekarze, ekspedienci. Wszyscy musimy być wyczuleni - powiedziała.
28 kwietnia przed komisariatem w Luboniu (Wielkopolska) stanął 10-latek. Roztrzęsiony, w kapciach i rozdartej koszulce. Gdy policjanci zapytali, co się stało, rozpłakał się. W domu miał zostawić kartkę, na której napisał: "Uciekłem z domu. Mamo, żałuję, że mnie urodziłaś. Ja żałuję, że z wami jestem. Do widzenia". Chłopiec uciekł z domu od sadystycznego ojczyma i matki, która nie obroniła go przed surowymi karami. Z każdą minutą rozmowy policjanci poznawali nowe okrutne fakty z jego życia.
"Wszyscy musimy być wyczuleni"
Jak możemy reagować na takie sytuacje? O tym na antenie TVN24 mówiła psycholog dziecięca doktor Aleksandra Piotrowska z Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego.
- Najważniejsze jest to, żebyśmy wszyscy czuli obowiązek reagowania. Wszyscy. Nie tylko kurator, który ma się tą rodziną opiekować, ewentualnie przypisany do tej rodziny asystent czy służby związane z pomocą społeczną - uczuliła.
Zwróciła uwagę, że "w żadnym państwie nie zostały spełnione takie warunki, żeby nad każdą rodziną pochylał się jakiś obserwator z ramienia służb socjalnych". - Przecież jest to zupełnie nierealne - oceniła. - A zatem to my dorośli, my sąsiedzi, my nauczyciele, lekarze, ekspedienci, wszyscy musimy być wyczuleni na to, że nie we wszystkich rodzinach ich członkowie, w tym ci najsłabsi, czyli dzieci, mają godziwe warunki życia - wymieniła.
Zwróciła też uwagę na znaczenie środowiska szkolnego. - Myślę, że w pierwszej kolejności akcja edukowania powinna być kierowana do dorosłych, ale do dzieci także - przyznała Piotrowska.
- Sam fakt, że ten 10-latek podjął decyzję, żeby przynajmniej spróbować przerwać gehennę i udać się na policję dowodzi tego, że nieraz zetknął się z mówieniem o prawach dzieci i o tym, że każde dziecko i każdy człowiek ma prawo do życia w spokoju, bez doświadczania przemocy ze strony kogokolwiek - tłumaczyła doktor.
Sprawca przemocy "powinien spotykać się z ostracyzmem społecznym"
Piotrowska pouczała, że jako sąsiedzi - gdy zauważamy niepokojącą sytuację - "mamy prawo, a wręcz obowiązek sygnalizowania sprawcy, że jego zachowania są przez innych dostrzegane i że tak nie wolno".
- Czasami nawet zasygnalizowanie tego, że sąsiedzi widzą i słyszą, co się dzieje, sprawia, że przemoc ulega osłabieniu - powiedziała. - Taki sprawca nie zasługuje na to, żeby na przykład sąsiedzi witali się z nim serdecznie. Powinien spotykać się z ostracyzmem społecznym - dodała.
Zauważyła przy tym paradoks, że często wstyd odczuwają ofiary przemocy, a nie oprawcy.
44-letni ojczym dziecka usłyszał już zarzuty. Wobec matki zastosowano dozór policyjny. Chłopiec jest bezpieczny, o jego dalszym losie zdecyduje sąd rodziny.
Źródło: TVN24