Libertas jest partią anty-polityków, bez oblicza, nieprzejrzystą w swoich finansowych rozliczeniach i odwołującą się do ukrytych lęków wyborców - twierdzą brytyjscy i irlandzcy publicyści. PAP przepytała zagranicznych dziennikarzy, jak oceniają wyborcze szanse partii Declana Ganleya. Jeżeli ich przepowiednie się spełnią, to partia Ganleya może zapomnieć o fotelach w Parlamencie Europejskim.
- Jest to swoista partia anty-polityków, która akcentuje to, iż nie jest częścią politycznego establishmentu, jednak gdy się próbuje poznać jej politykę, to okazuje się, że nie ma żadnej - uważa Quentin Peel z "Financial Timesa". - Swój znaczny sukces w storpedowaniu irlandzkiego referendum ws. Traktatu Lizbońskiego z czerwca 2008 r., Libertas zawdzięcza w ogromnym stopniu temu, iż wydał więcej pieniędzy niż wszystkie inny partie polityczne - dodaje.
Jest to swoista partia anty-polityków, która akcentuje to, iż nie jest częścią politycznego establishmentu, jednak gdy się próbuje poznać jej politykę, to okazuje się, że nie ma żadnej. Quentin Peel, "Financial Times"
"Mroczne" interesy Ganleya
Libertas jest dla Peela "orkiestrą jednego muzyka" - biznesmena Declana Ganleya, którego interesy nazywa "nieudokumentowanymi i mrocznymi". - Wygląda na to, iż na swoich przedsięwzięciach m.in. w republikach dawnego ZSRR nigdy się nie dorobił, a mimo to wydaje się być człowiekiem bardzo majętnym - podkreśla Peel.
Dla Bernarda Purcella z "Irish Independent", Libertas jest partią niespójną, do wyborców chce trafić nie programem czy polityczną wizją, lecz mobilizując ich niezadowolenie z polityki irlandzkiego rządu. - Mamy do czynienia z paradoksem paneuropejskiej partii o eurosceptycznej platformie - zaznacza.
- Nikt nie zna wyborczego manifestu Libertasu, bo nigdy nie został opublikowany, dlatego nie wiadomo, za czym się opowiada. Jej kandydaci mówią, że chcą odebrać Brukseli niektóre prerogatywy, ale nie jest jasne, co pod tym pojęciem rozumieją - wyjaśnia Purcell.
"W desperacji odwołują się do wyborczych lęków"
Nikt nie zna wyborczego manifestu Libertasu, bo nigdy nie został opublikowany, dlatego nie wiadomo, za czym się opowiada. Jej kandydaci mówią, że chcą odebrać Brukseli niektóre prerogatywy, ale nie jest jasne, co pod tym pojęciem rozumieją. Bernard Purcell, "Irish Independent"Bernard Purcell, "Irish Independent"
Niskie poparcie Irlandczyków dla Libertasu jest - według Smitha - powodem, dla którego kandydaci tej partii, w desperacji odwołują się do wyborczych lęków. Znajduje to wyraz m. in. w propozycjach ograniczenia napływu imigrantów z nowych krajów członkowskich UE.
- To bardzo wymowny paradoks, iż niektórzy kandydaci Libertasu w Irlandii chcą restrykcji w dostępie polskich imigrantów do rynku pracy, zaś kandydaci tej partii w Polsce chcą czegoś odwrotnego; otwartego, europejskiego rynku pracy - wskazuje Smith.
Smith: Poparcie Lecha Wałęsy pomoże Ganleyowi
- Irlandzcy wyborcy wciąż postrzegają Libertas jako partię o wąskich horyzontach, mobilizującą wyborców wokół tylko jednej kwestii - sprzeciwu wobec Traktatu Lizbońskiego, i skupioną wokół osoby jej założyciela i lidera - tłumaczy.
Poparcie Lecha Wałęsy pomoże Ganleyowi – sądzi Smith - ale nie na tyle, by zmienić polityczny krajobraz Irlandii, nie mówiąc już o politycznym krajobrazie w Europie.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24