To, że pacjent z pękniętym tętniakiem został przewieziony do szpitala w Olsztynie, a nie w Warszawie było zgodne z przyjętymi zasadami - twierdzą lekarze. Są oburzeni artykułem w dzisiejszym "Dzienniku", potępiającym ich zachowanie.
Pacjenta w stanie zagrożenia życia, a w takim był przewieziony z Giżycka mężczyzna, powinno się operować w najbliższym ośrodku specjalistycznym, mówią lekarze. W tym przypadku był to właśnie Szpital Wojewódzki w Olsztynie.
O tym, że mieszkańca Warszawy wypoczywającego na Mazurach, u którego lekarka z Giżycka rozpoznała pęknięcie tętniaka mózgu, nie chciała przyjąć żadna z poproszonych o to stołecznych placówek - pisze dzisiejszy "Dziennik". W gazecie czytamy, że lekarka dzwoniąca z giżyckiego szpitala, do którego najpierw trafił pacjent, w trzech warszawskich szpitalach nie znalazła miejsca dla mężczyzny. Według neurolog z Giżycka w szpitalu przy ul. Banacha powiedziano jej, że nie mogą przyjąć pacjenta z powodu strajku. Według dyrektor tego szpitala Ewy Pałszyńskiej lekarz i pielęgniarka, którzy mieli w niedzielę dyżur na oddziale neurochirurgii złożyli na piśmie wyjaśnienia, z których wynika, iż nikt w sprawie pacjenta z tętniakiem mózgu nie dzwonił.
Z kolei rzecznik szpitala przy ul. Szaserów Wojciech Lubiński poinformował, że lekarka z Giżycka istotnie do szpitala dzwoniła. Jednak, jak mówi rzecznik, z jej relacji wynikało, że pacjent był w stanie dobrym, z podejrzeniem, a nie diagnozą, tętniaka. Dyżurny neurochirurg, który odebrał telefon, poradził więc przeprowadzenie dodatkowych badań mających stwierdzić, czy rozpoznanie jest właściwe. - Natomiast klinika neurologii naszego instytutu nie miała żadnego wolnego miejsca i zasugerowano, by zadzwonić do najbliższego ośrodka czyli do Olsztyna i tam szukać pomocy - mówi Lubiński. - Główną zasadą w takich sprawach jest szukanie pomocy w szpitalu, który jest najbliżej od chorego - dodaje.
Również zdaniem zastępcy ordynatora neurochirurgii Szpitala Wojewódzkiego w Olsztynie Leszka Malinowskiego zasadą jest, iż pacjenta w stanie zagrożenia życia transportuje się do najbliższej placówki specjalistycznej. Według Malinowskiego tak właśnie stało się w tym przypadku. - Mężczyzna trafił do Olsztyna i został tu w poniedziałek zoperowany - jego stan jest dobry - wyjaśnia zastępca ordynatora. - Artykuł w "Dzienniku" jest obrzydliwy i jest to dla mnie żenująca sytuacja, że w tym uczestniczę - podsumowuje Malinowski.
Dyrektor do spraw lecznictwa giżyckiego szpitala powiatowego Izabela Walasek pytana, dlaczego giżycka neurolog chciała przetransportować pacjenta do Warszawy, odpowiedziała, że dlatego, iż stamtąd właśnie był pacjent. - Pani doktor chciała, by był on leczony w miejscu swego zamieszkania - dodaje Walasek.
Zdaniem Leszka Malinowskiego rzeczywiście są wyjątki od opisanej prze niego wcześniej zasady i są nimi względy praktyczne. - Rodzina pacjenta może życzyć sobie, by był on hospitalizowany w miejscu zamieszkania, co jednak nie przesądza o sprawie - tłumaczy.
Wiceszef resortu zdrowia Bolesław Piecha zapowiedział, że Ministerstwo Zdrowia nie wyklucza mimo wszystko skierowania sprawy do prokuratury. - Jeżeli okaże się, że rzeczywiście doszło do odmowy udzielenia pomocy obowiązkiem ministerstwa będzie zawiadomienie prokuratury - podkreślił wiceminister.
prm
Źródło: PAP