Projekt ustawy kompetencyjnej, po konsultacjach w klubach, trafi w czwartek do laski marszałkowskiej. - Uważam, że to niepotrzebny projekt - komentuje w "Poranku" TVN24 były premier Leszek Miller.
Kompetencje najwyższych osób w państwie określa konstytucja. Jednak spory między gabinetem prezydenta i premiera wybuchają przy niemal każdym ważnym wyjeździe zagranicznym. Czy ustawa kompetencyjna rozwiąże ten polityczny węzeł?
Wątpliwości co do tego ma były premier Leszek Miller. - Ta ustawa nie powinna nazywać się ustawą "kompetencyjną" a ustawą "incydentalną". Bo ona dotyczy tylko dosyć wąskiego zakresu kompetencji czy relacji między różnymi ogniwami władzy państwowej, odnoszące się do Unii Europejskiej - stwierdził w TVN24.
W każdy poniedziałek (...) jechałem do prezydenta i mówiłem: Olku, w tym tygodniu ja będę tu i tu. Prezydent mówił: ja tu i tu. Jeśli chodzi o szczyty Unii Europejskiej to jeżdżę ja, jeśli chodzi o NATO prezydent. Nie trzeba było pisać żadnej ustawy. Leszek Miller, były premier
Kto ważniejszy
W projekcie ustawy znajduje się kontrowersyjny zapis głoszący, że upoważnienie do wzięcia udziału w posiedzeniach UE dla prezydenta wydawać ma Rada Ministrów na wniosek premiera.
Zdaniem Millera właśnie ten artykuł (rozdz. 2 art. 6) jest najbardziej wątpliwy w sensie zgodności z konstytucją. - Jeśli ustawa zostanie zaskarżona do Trybunału Konstytucyjnego, to być może zostanie uchylona. Wydaje mi się, że to jest jednak przepis zbyt daleko idący pamiętając, że urząd prezydenta i premiera to są dwa niezależne od siebie organa władzy - podkreślił.
Były premier zapytany, czy prezydent jest najwyższym organem w państwie, zdecydowanie zaprzecza. - Jeśli reprezentuje państwo to tak, ale jeśli chodzi o wykonywanie rozmaitych kompetencji – to są dwa niezależne od siebie ogniwa. Mówi się głowa państwa, co to za głowa?
Lampka wina zamiast kłótni
Jakie rozwiązanie napiętej sytuacji między Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem widzi Miller?
- W każdy poniedziałek, gdy prezydentem był Aleksander Kwaśniewski a premierem ja, o godz. 11 odbywały się rutynowe spotkania prezydenta i premiera, bez mediów. Jechałem do prezydenta i mówiłem: Olku, w tym tygodniu ja będę tu i tu. Prezydent mówił: ja tu i tu. Jeśli chodzi o szczyty Unii Europejskiej to jeżdżę ja, jeśli chodzi o NATO prezydent. Nie trzeba było pisać żadnej ustawy - podkreślił.
- Panowie. Spotykajcie się albo o 11 albo o 23. To zależy od tematyki i od materii. 23 też ma swoje zalety i dużo swojego uroku. Nic się już specjalnie nie dzieje, za oknem przyjemny mrok, mrok skłania do refleksji. Ludzie się wyciszają, są bardziej przyjaźni sobie, no i poza tym można wypić kieliszek wina.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24