- To nie jest spór Jacka Kurskiego z PO. (...) To jest spór i protest męża Moniki Kurskiej wobec prezesa Żelewskiego, który po prostu nie dorósł do tej roli - podkreślał w "Rozmowie Rymanowskiego" eurodeputowany PiS Jacek Kurski. Poinformował on w weekend, że wraz z rodziną wyprowadza się do Brukseli po tym, jak jego żona po powrocie z 4-letniego urlopu była dyskryminowana przez prezesa Agencji Rozwoju Pomorza.
Kurski twierdzi, że Żelewski, wybrany na stanowisko prezesa ARP dzięki PO, pytał jego żonę, czy po powrocie z 4-letniego urlopu macierzyńskiego i wychowawczego będzie lojalna wobec Platformy.
To jest spór i protest męża Moniki Kurskiej wobec prezesa Żelewskiego, który po prostu nie dorósł do tej roli. W związku z tym postanowił przerzucić swoją osobistą niechęć do mnie (...) na żonę Jacek Kurski, PiS
Z kolei Żelewski twierdzi, że pytał Monikę Kurską tylko o to, jak poradzi sobie z konfliktem polegającym na tym, że jej mąż jest przeciwnikiem politycznym właściciela ARP. Przekonywał, że była to zwykła rozmowa pracodawcy z podwładnym.
Osobisty konflikt
Kurski uważa, że konflikt ma podłoże osobiste, ponieważ kiedyś skrytykował wybór Żelewskiego na wybór prezesa ARP. Podkreślał też, że jego żona została zatrudniona w Agencji, gdy w województwie rządziła PO (ale kto inny był prezesem ARP) i nie było w związku z tym żadnych napięć politycznych.
Podkreślał, że i w tym wypadku nie ma sporu Jacka Kurskiego z PO. - To jest spór i protest męża Moniki Kurskiej wobec prezesa Żelewskiego, który po prostu nie dorósł do tej roli. W związku z tym postanowił przerzucić swoją osobistą niechęć do mnie (...) na żonę - mówił.
"Wytrzymam wiele, ale wara od rodziny"
- Ja jestem w stanie wytrzymać bardzo wiele w polityce. Jestem człowiekiem bardzo twardym. Ale jednego nigdy nie zaakceptuję - tzn. wyładowywania negatywnych emocji do polityka na członkach jego rodziny (...) Wara od członków naszych rodzin - mówił.
Jego stronę wziął drugi gość programu - Andrzej Halicki z PO. Podkreślał, że wprawdzie nie użyłby on określenia "wara", ale mieszanie polityki do miejsca pracy jest "nieprofesjonalne i nieetyczne".
- Argumenty, które usłyszeliśmy, są nieprzystające do zasad profesjonalizmu - mówił o zachowaniu Żelewskiego. Zaznaczył jednocześnie, że nie chce być sędzią w tej sprawie, a ocena prezesa należy do zarządu województwa.
Nie do końca emigracja
Pytany o określenie "emigracja" Kurski przyznał, że nie do końca oddaje ono istotę sprawy. - W moim funkcjonowaniu nic się nie zmienia, (...) zmieni się tylko miejsce przebywania mojej rodziny - powiedział.
Kurski podkreślał, że nie jest emigrantem politycznym ani ekonomicznym. - Oczywiście nie dlatego o tym mówiłem, bo nikt nie będzie żałował europosła czy posła - dodał i wytłumaczył, że robiąc ze swojego wyjazdu sprawę publiczną chciał zwrócić uwagę na sytuację, jaka się wydarzyła. Jak podkreślił, chciał, żeby pozostał ślad po "takiej niegodziwości".
Emigracja nie spiskuje
Kurski był też pytany o to, czy prawdziwe są plotki o tym, że na emigracji planuje wraz z "Zizou" (jak niekiedy nazywa się Zbigniewa Ziobro) utworzyć alternatywny ośrodek PiS-u, który miałby przygotowywać przejęcie władzy w partii. - Tę bajkę słyszę od lat. Już nic ciekawszego nie wymyślono - odpowiadał wyraźnie rozbawiony.
Europoseł podkreślał przy tym, że trudno w PiS o dwóch bardziej lojalnych polityków niż on i Zbigniew Ziobro.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24